Wiersze Macheja o seksie i nie tylko

„Mroczny przedmiot podążania”-  taki tytuł nosi  się nowy tom wierszy Zbigniewa Macheja, którego poprzednia książka, Zima w małym mieście na granicy z  roku 2008, była nominowana do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius” w kategorii Książka Roku.

Wydana przez Biuro Literackie nowa książka uznanego poety i tłumacza idzie na przekór wszelkim modom poetyckim . Tym tomem poniekąd poeta  odwraca się także plecami do aktualnych dyskusji poetyckich. Robi swoje i jak zwykle robi to znakomicie. To poezja, którą czyta się zawsze z przyjemnością. Nowe  wiersze Macheja, podobnie jak wcześniejsze są głęboko osadzone w kulturze tak wysokiej jak i popularnej. Często skrzą się dowcipem ( co nie oznacza, że są niepoważne) i w dodatku  – co we współczesnej poezji rzadkie, bo to trzeba umieć –  rymują. Tak o swoim zamiłowaniu do rymu poeta opowiada Marcinowi Baranowi na stronie portliteracki.pl:

Lata 80. ubiegłego wieku, kiedy debiutowałem i ogłaszałem w różnych obiegach swoje wierszyki, były groteskowo ponurą epoką. Ach, jakże godnie wtedy w PRL-u żyliśmy i pisaliśmy patetyczne, polityczno-metafizyczne, etyczne wiersze. Tym niemniej wiało od tej szlachetności nudą. Rym wydał mi się wtedy dobrą odtrutką na tamten ponury patos. Zacząłem wtedy, najpierw nieśmiało, a potem coraz odważniej, pisać śmieszne wiersze. Bez rymu nie byłyby już takie śmieszne. W gruncie rzeczy nie potrafię napisać poważnego wiersza z rymami. Owszem, kiedyś parę takich wierszy napisałem, ale rym kojarzy mi się głównie z humorem, dowcipem, ironią, a nawet z satyrą. Rym potrafi dawać przyjemność, a także rozkosz. Jest to szczególny przypadek imitatio, repetitio i conjunctio zarazem.

Teraz, po moich rozlicznych perypetiach rymotwórczych, czuję (słyszę i widzę), że rym to nie tylko staroświeckie akcesorium poetyckie, ale także, a może nawet przede wszystkim, tajemniczy, choć najprostszy, wehikuł mistyczny, przejaw poszukiwania czy też dążenia do mistycznej unii, choć taki właśnie wyraz tej dążności może się wydać dziwaczny, karykaturalny, a nawet zdegenerowany, jak w przypadku mojego ulubionego księdza Baki, który przecież był pod wielkim wpływem śląskiej mistyki XVII wieku.

Na zachętę trzy wiersze z nowej książki Zbigniewa Macheja

 

 

SEKS

 

to tylko tuszowanie objawów
a nie usuwanie przyczyn
co to reprodukują się stale
choć usuwają się same
aż do wyczerpania zasobów
i wyschnięcia źródeł

Ale czy zasoby mogą się wyczerpać
a odnawialność ustać
skoro w przyrodzie nic nie ginie
tylko wszystko płynie płynie
nieustannie zmieniając stan
skupienia (aż do znudzenia)?

Żeby nie było tak nudno
muszą być jakieś wiry przecieki
wylewy podtopienia straty
neutralne continuum żywej pustki
musi się splatać z żarliwą predestynacją
i czarną niewdzięcznością losu
które to czynniki dla rozmaitych
żywotów równoległych mogą mieć
reperkusje nieprzewidywalne
a często nawet tragiczne

Bo wszystko co płynie
nieustannie zarzuca na siebie
immanentną sieć
trzeba by się dobrze zastanowić
co można tą siecią złowić
kto lub co jest tu łowcą
a kto lub co zdobyczą
i czy oboje mogą żyć ze sobą
długo i szczęśliwie

IGŁA W STOGU SIANA

 

na świętego Jana
od samego rana
porzucona igła
leży w stogu siana

leży porzucona
nie wie co się dzieje
boi się że w stogu
leżąc zardzewieje

bo w stogu jest ciemno
wilgotno i duszno
w tych warunkach leżeć
nie jest rzeczą słuszną

nie jest rzeczą słuszną
zdrową ani miłą
w tych warunkach życie
igły sens straciło

bo jej przeznaczeniem
jest spokojne szycie
a nie w stęchłym sianie
beznadziejne gnicie

wolałaby nawet
cerować skarpety
ale w stogu siana
utkwiła niestety

nie wie co się dzieje
nie ma w uchu nici
a nad stogiem siana
słonko ostro świci

słonko ostro świci
coraz mocniej grzeje
ale biedna igła
już traci nadzieję

bo nikt jej nie szuka
ni wielbłąd ni człowiek
gdzie jest biedna igła
już nikt się nie dowie

może tylko promyk
słonka niedościgły
znajdzie w stogu siana
uszko biednej igły

 

DZIADOWSKA BALLADA O STRASZLIWYM WYPADKU

W URZĘDZIE SKARBOWYM

 

Będąc za sprawą w Urzędzie Skarbowym
Należy zwłaszcza uważać na głowy

Raz baba wychodząca z klopa
Drzwiami tam walnęła chłopa

Chłop się na podłogę zwalił
Głowę sobie rozmigdalił

O kaloryfer uchem zahaczył
I życie sobie tym przeinaczył

Trzeba go było na pogotowie
Jak to smakuje nikt się nie dowie

Trzeba go było wziąć do szpitala
Choć tam nie było miejsca po salach

Żeby do zdrowia wrócił w niedzielę
Śpiewali jacy tacy w kościele

Od ołtarza z eucharystią
Aż do rynny za zakrystią

Tylko że chłop się nie wrócił
Tak mu urząd życie skrócił

A baba sobie nic nie robi z tego
Wciąż do Urzędu chodzi Skarbowego

 

machej2Zbigniew Machej urodził się w 1958 roku w Cieszynie. Poeta, tłumacz poezji czeskiej, słowackiej i angielskiej, eseista. Autor piętnastu zbiorów wierszy. Wieloletni pracownik polskiej dyplomacji kulturalnej w Czechach i na Słowacji.  Jako poeta debiutował w 1980 roku na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Współpracował z brulionem, „Krasnogrudą”, „Literaturą na Świecie”. Jest laureatem nagrody krakowskiego podziemego kwartalnika „Arka” (1988) i Nagrody Młodych im. St. Wyspiańskiego (1991). Nominowany do Paszportu Polityki, a także do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2008) oraz Nagrody Literackiej Gdynia (2008). Opublikował min. 12 tomów wierszy