Tribute to Sommer

Krzysztof Siwczyk pisze o poezji Piotra Sommera

Z racji nazwiska Piotr Sommer jest autorem, którego trzeba czytać na wakacjach. Podpora całej polskiej kultury przekładu, jako wieloletni redaktor naczelny Literatury na Świecie, wyznacza standardy tego, co w literaturze światowej wypada i należy znać. Sam jako poeta również wyznacznikiem tego standardu się stał. Kiedy w latach 90. ukazał się głośny wybór  wierszy Nowe stosunki wyrazów (1997) poniekąd uległ kodyfikacji wpływ Sommera na całą polską poezję najnowszą. Tamten wybór okazał się rewelacją wydawniczą, gdyż ujawnił ”źródłosłów” tego, co naonczas najbardziej żwawe i żywe w polskiej liryce. Nie byłoby Świetlickiego, Grzebalskiego czy Wiedemanna w kształcie, który znamy dziś, gdyby nie dokonania Sommera z lata 80. Nowe stosunki wyrazów te dokonania przypominały i konfrontowały z wierszami, które Sommer ogłaszał w prasie w latach 90. Na kolejny wybór wierszy autora musieliśmy poczekać (autor najpewniej na liczbę mnogą tego oczekiwania by się żachnął) do roku 2009, kiedy to w olśniewającej formie edytorskiej wydawnictwa WBPiCAK ogłosiło Rano na ziemi. Tym razem Sommer zatrzymał swój wybór na roku 1998. Książka jeszcze raz sprawdzała siłę i aktualność rzeczy starszych, już silnie obecnych w polskiej tradycji liryki oraz pokazywała proces klasycznienia wierszy z lat 90. Klasycznienie w przypadku Sommera jest synonimem progresji. O ile do innego ”ojcu założyciela” nowej poezji, Bohdana Zadury, przylepiła się łatka ”klasyka na luzie”, o tyle Piotr Sommer byłby tego luzu prawodawcą, gdyż w przeciwieństwie do Zadury, nie przeszedł drogi klasycyzmu. Sommer od razu wystartował z idiomem luzackim, zwłaszcza, że moment startu raczej luzowi nie sprzyjał. Rok 1968, później lata 70. i teksty, które wejdą w skład debiutanckiej książki W krześle do dzisiaj zaskakują swoją radykalną odmiennością od tego, jak pisali rówieśnicy Sommera z formacji Nowej Fali. W tekstach poety od razu widać ”zagraniczność”, otwarcie się na dialog z poezją anglosaską i amerykańską, tak lubianą przez autora Czynnika lirycznego i innych wierszy (1988). Nawet zdjęcie na okładce tej słynnej książki odbiega od spiżowych wizerunków, którymi zwykli poeci uszczęśliwiać swoich czytelników dzierżących w rękach książki poetyckie. Zapytałem kiedyś Sommera, kto mu pstryknął tę fotkę. Odpowiedział, że nie pamięta już, ale stoi w lesie lipowym, z rozczochranymi włosami, w Stanach, a obok niego powinien znajdować się jakiś poeta amerykański, niemniej ”się go ucięło” na potrzeby okładki. Ta anegdotka pięknie ”opowiada” o poezji Sommera – tym amalgamacie trybu przypuszczającego, domniemania, ostrych szczegółów i nieostrych diagnoz, relacji przyjacielskich, o których głośno się nie mówi i relacji języka z rzeczami, które po nas zostaną. Pamiątki po nas (1980) – czy ktoś wymyślił piękniejszy tytuł książki poetyckiej? – to idiom, którego nie każdy poeta się dopracuje. Sommer dopracował się go błyskawicznie, by w chyba najgłośniejszej swojej książce, Kolejnym świecie (1983), ustalić punkt maksimum poetyki swojej pojedynczości. Lata 90. przynoszą Piosenkę pasterską (1999). Na kolejny tom autor każe czekać dekadę. Dni i noce (2009), tom z przytłaczającą ilość wybitnych wierszy, dystansują większość regularnej produkcji poetyckiej kraju. Sommer otrzymuje Nagrodę Poetycką SILESIUS za całokształt twórczości. Werdykt ten, jakże oczywisty i oczekiwany, tym razem spotkał się z łagodnym potraktowaniem przez głównego zainteresowanego, który pięknie przed laty pokpiwał w wierszu z Fundacji Kościelskich, której, a jakże, jest również laureatem. Wspominam o tych imponderabiliach z jednego względu: wiarygodności. Wszelkie gesty Sommera, niezależnie, czy dotyczą przekładu czy tekstu własnego są obciążone dużym stopniem wiarygodności. To nie jest poeta, który miał lepsze i słabsze tomy. Odnoszę wrażenie, że każdy z nich był równie świetny, czego faktycznym sprawdzianem są właśnie wybory. Najnowszy, z roku 2013, obejmuje przede wszystkim Dni i noce – ten fenomenalny dokument poetyckiej cierpliwości, autentyczności i jedyności języka Sommera, który wykuł swoje signum w dialogu z poetykami tak polskiej tradycji awangardowej (Wat, Białoszewski, ale także uwielbiany przez Sommera, Ficowski) jak i najważniejszymi autorami obszaru anglo i amerykańskojęzycznego jak Frank O`Hara, Douglas Dunn czy Charles Reznikoff. Wszystkich tych autorów Sommer tłumaczył. Z niektórymi najwybitniejszymi poetami XX wieku się przyjaźni, jak ma to miejsce w przypadku Johna Ashbery`ego – autora przedmowy do wyboru wierszy Sommera w języku angielskim. Wydaje mi się, że pasmo wpływu, jaki Piotr Sommer wywiera na współczesną polszczyznę liryczną może jeszcze się zwiększyć. Stać się tak powinno z dwóch zasadniczych względów. Po pierwsze: Sommer publikując w 2013 roku (jak zawsze olśniewający edytorsko) wybór Po ciemku też wykonał gest rewizji – sprawdził czy przypadkiem się ”nie zestarzał”, wystawiając starsze wiersze na konfrontację z tym, co ponoć dzisiaj najbardziej ”do przodu” w liryce. Po drugie: najpewniej to co dzisiaj najbardziej ”do przodu” w liryce ma swoje korzenie w tym, co Sommer już robił przez te wszystkie dekady swojej obecności w polskiej kulturze literackiej. Tak czy inaczej, jeżeli kierkegaardowska kategoria powtórzenia może mieć jakieś zastosowanie w poezji, to z pewności większość poetów, którzy piszą i będą pisać po polsku w przyszłości spokojnie wybierze sobie za patrona Piotra Sommera, za czym autor antologii O krok od nich najpewniej po ludzku nie tęskni.

(fot. Michał Kobyliński, wikimedia)