Michał Rusinek pod obstrzałem

Michał Rusinek, były sekretarz Wisławy Szymborskiej, a obecnie prezes Fundacji Wisławy Szymborskiej, ambasador orzeszków Felix, celebryta, autor limeryków i moskalików tłumaczył się w Gazecie Wyborczej m.in. z mercedesa, którego Fundacja otrzymała od producenta. Publikujemy mały fragment tego wywiadu w którym Rusinek nie wypadł zbyt przekonująco ale autorka rozmowy Małgorzata I. Niemczyńska jakby trochę przesadzała z nachalnością:

 

„Nieuchronnie zbliżamy się do sprawy mercedesa. W systemie audio nowego modelu został zamontowany audiobook, na którym Szymborska czyta swoje wiersze. A pan do takiego mercedesa odebrał kluczyki.

– Dla fundacji.

Po co fundacji mercedes?

– Nasze myślenie jest takie, że fundacja powinna jak najmniej wydawać pieniędzy. Mamy pewien żelazny kapitał i staramy się go chronić. Musimy wchodzić w układy ze sponsorami, by móc dawać co roku Nagrodę Poetycką im. Wisławy Szymborskiej i wspierać twórców zapomogą. Uruchamiamy też stypendium im. Adama Włodka, które również wymaga środków. Czasami jest to sponsoring, który polega po prostu na wsparciu finansowym, a czasem jest to układ czysto barterowy. Mercedesy będą woziły gości naszej październikowej gali. A teraz jeździmy z reklamą samochodem, który nie jest własnością fundacji, tylko jest jej na rok wypożyczony.

Tym lepiej. Gdyby to była darowizna, trzeba by zapłacić gigantyczny podatek. A samochód jest.

– Oczywiście. Ale dzięki temu, że ten samochód mamy, dopiero teraz mogliśmy dostać wjazdówkę pod biuro w centrum Krakowa. I możemy brać rachunki na benzynę. Krótko mówiąc, samochód spełnia taką funkcję jak samochód służbowy w każdej instytucji: wozi ludzi i wozi przedmioty.

Nie do końca odpowiedział mi pan, po co fundacji akurat mercedes.

– Właśnie po to. Bardzo często jeździmy po Polsce w różnych sprawach związanych z fundacją. Trudno mi o nich mówić coś więcej. Fundacja to także przedsiębiorstwo: używa telefonów, komputerów, ma siedzibę. A jej pracownicy sporo podróżują.

Mówi pan „jeździmy”, czyli – pan jeździ?

– Prowadzę głównie ja, ale też niekoniecznie, bo prawo jazdy mają u nas trzy osoby. Samochód stoi u mnie w garażu, ale to bez znaczenia. Moje prywatne auto stoi przez niego pod chmurką. Myślę, że problem z nim, wizerunkowy, jest taki, że to marka luksusowa. Gdyby to był np. samochód dostawczy, nie wywołałby takiej afery. Ale to sam diler się do nas zgłosił, nie występowaliśmy z takim projektem”.