Ogromne my

Przypominamy olśniewający – do wielokrotnego czytania – wiersz Krystyny Miłobędzkiej z okresu stanu wojennego.

 

 

 

 

 

Krystyna Miłobędzka

***

Ogromne my, w którym staję pierwszy raz w życiu. Dodana i pomnożona.

 

My usta otwarte, my głodni siebie.

 

Słowa unoszą nas, słyszymy wyżej. Słowa zdziwione wielością, wielkością.

Tu złożone ręce do modlitwy, tam poprawiasz włosy, tu zaciskasz pięści.

Cud przemieniania jesteś w my. (My jest dużo ciebie?)

 

Uczę się wiedzieć głośno. Bezimiennie w imieniu. Niepojęta trudność mnie tu

zgromadzonej. Przekażmy sobie znak pokoju.

 

Tym kwiatem jeszcze się zakwitnie. Tym życiem jeszcze się uśmiechnie. Tego

się nie obejmie, bo już jest objęte.

 

Wszystko, co chcę powiedzieć o my, maleje do twojej twarzy.

 

Liczysz się nieliczony.

 

Do pierwszej krwi ulicy, do ostatniego pojemnika z gazem, do otwartych okien,

do drzwi kościoła. My nie chce się rozejść.

 

Musisz wiedzieć skąd ten żrący dym w mieście. Musisz zdecydować, kim jesteś,

Żeby nie być w ich rękach. Kim będziesz z tego, co się teraz rozsypało – i

złożyło w jaki wzór?

 

Mały rogaty robak, bardzo szary, wspina się po gruzłowatej tkaninie marynarki.

Wyżej krzyż i ołtarz.

 

To składa się w kołującą chwilę, chwilujące koło. Nieskładna składnia. Gdybym miała (znała) taki pacierz za umarłych co żyją i żywych co umarli.

 

Twarz obok. Czarna twarz matki w biało-czerwonym polu.

 

Coraz bardziej cenię pamięć. Wszystko, co pamięci potrzebne – oczy, uszy, ręce.

 

Nie spadł! Utrzymał się, rusza wstrząsany śpiewem, Boże ratuj go, on nie umie latać, brzydki śmieszny nielot, szaro-prędko ubrany.

 

Pokazuje listy. Do kogo pisała. 4, 8, 10 grudnia „ to się stanie, nie widzę, wiem krwawo” (Samuel). Co się z tobą dzieje? Zapal światło. „I gdyby choć jeden głos”, Samuelu, „i gdyby nie zabrakło nam czuwania w ciszy”. Teraz znowu pokazuje listy „ to na dowód, że człowiek może”.

 

Wiosna u nas. Słychać cisze idących pogrzebów. Między lasem rąk sine do łez powietrze. Starzy mistrzowie nie znali tak osiwiałej zieleni.

 

To jest ogromne my tego kraju. Rodzinami, osobno. Wielkie bezbronne ciało.

Historia mu w żywe oczy kłamie.

 

Ciała złączone ludzką bezbronnością w broń ludzką.

 

Milczenie. Powiedzieć to milczenie żywym głosem

Mój dług wobec języka, którym mówię

Wobec piasku którego

wobec

 

Co piszę?

„odejdź, uczę się rzucać kamieniami”

 

Co milczę?

„nie damy się umrzeć synu”

 

Ach te osoby narcyze, koty, torby, sukienki. Czy nieodpowiedzialność ich „jest” moim brakiem?

 

Widziany oddychany mówiony – widzisz oddychasz mówisz. W ciasnocie ojców sióstr matek braci – przestronny. Wolny – w niewoli uderzeń własnego serca.

 

Ta kartka papieru cała wolna.

 

Mówimy twarz przy twarzy. Mówimy wspólne bardzo stare słowo. Mówimy małymi rzeczami, najmniejszymi wyrazami tego miasta.

 

Słowem tak wielkim, że  z drobnych potknięć powstaje pieśń.

 

Jedna ze skocznych, niepodzielnych liter malutkiego znaczka „S”. Nie szłam w żadnym pochodzie, bałam się. Od lat przywykłam do szeptu, poszli inni. „ W tenisówkach na czołgi”.

 

Mów o braku ceny, o bezcennym marzeniu.

 

Tak mało jest w moich rękach. Wszystko jest w moich rękach. Nagła czułość do tej drobnej dziewczyny. Uważaj na siebie, każda śmierć człowieka jest śmiercią świata.

 

Twoje łzy mówią o tym samym na mojej twarzy. Ludzie – kraty.

 

Pierwodruk w podziemnym piśmie „Obecność” ( 1983).