Musa Czachorowski: siedem wierszy

 

Musa Czachorowski (Leszek Musa, Islam Musa), Musa Çaxarxan.

 

Były żołnierz zawodowy, dziennikarz i poeta. Członek Muzułmańskiego Związku Religijnego w RP oraz Związku Tatarów Rzeczypospolitej Polskiej, zastępca redaktora naczelnego dwumiesięcznika „Życie Tatarskie”, stały współpracownik miesięcznika Związku Wspólnot Tatarów Litwy „Lietuvos totoriai”.

Autor tomików poetyckich: „Nie-łagodna”, „Ile trwam”, „Chłodny listopad”, „Dotknij mnie”, „W życiu na niby”, „Samotność” i „Na zawsze * Навсегда”. Publikował m.in. w „Odrze”, „Poezji”, „Kulturze”, „Odgłosach”, „Kulturze Dolnośląskiej”, Roczniku Tatarów Polskich, „As-Salam”, „Lietuvos totoriai” i „Życiu Tatarskim”.

Tłumaczy z języka czeskiego oraz rosyjskiego („40 rad dla muzułmańskiego domu”, „Islam. W poszukiwaniu wiedzy”, „Kara-Batyr i Błękitny Koń. Nogajskie bajki ludowe”). Jest również autorem kilkunastu katalogów poświęconych współczesnej falerystyce armii polskiej, litewskiej i czeskiej.

Wiersze dla Irvinasa

Pochowaj mnie w stepie wnuku
wśród tatarskich koni
z ich dumnymi niegdyś grzywami i ogonami
o twardych jak głazy kopytach
tam gdzie kolejną wiosną
tabuny ruszają na świeże pastwiska
abym mógł bezustannie wędrować

wciąż mi mało tego stepu
moje serce pozostaw w Solecznikach
i zakop pod krzakiem oblepichy
pokaże ci go twój tata
a twoja mama zrobi dla ciebie
dżem z jej owoców
posiądziesz wtedy całą moja tęsknotę i pamięć
bo niczego więcej
już nie posiadam

09.02.2006

* * *

Zauroczył mnie niegdyś ten kraj
Chociaż znałem tylko jego miękkie imię
Lietuva
Wymawiałem je szeptem
Z wypiekami na twarzy
Jakbym przyzywał daleką wymarzoną kochankę
Albo zwierzał się przyjacielowi
Mówiłem sveika Svaja! sveika Gabija!
Wołałem Vytautai! Briedi!
I smakowały te imiona
Niczym starodawne pogańskie zaklęcia
Rzucone w rozgwieżdżone niebo
A kiedy wsłuchiwałem się w ciemność
Odpowiadała mi sena daina
Wyuczyłem się jej
Na pamięć
Któregoś dnia wnuku
Ta ziemia wyjdzie ci naprzeciw
Spojrzysz na nią z Wieży Giedymina
Zadumasz się w Ostrej Bramie
I weźmiesz w palce na tatarskim mizarze
Ziemia dobrych ludzi
O różnych językach a jednym sercu
Jeżeli cokolwiek z tego zrozumiesz
Wtedy wszystko to
Będzie twoje

10.02.2006

* * *

Chodziłem kiedyś brzegiem zmęczonego morza
i czułem we włosach jego powolny oddech
Wiele razy zasypiałem w lesie
przysypany igliwiem niczym uschły patyk
Byłem w kilku dużych miastach
jeździłem metrem latałem nawet samolotem
Jadałem na półmiskach z miśnieńskiej porcelany
a czasem piłem wodę z aluminiowego kubka
Spoglądałem w gorące twarze kobiet
rozjaśnione smakiem szybkich pocałunków
w zdyszanym zapachu naszych zręcznych dłoni
i jedno ci tylko wnuku powiem
Nigdy jeszcze nie widziałem
takiego bezmiaru najsłodszej czułości
co w patrzących na ciebie oczach twojej mamy
czarnowłosej
smagłolicej
prawdziwej księżniczki
najdalszego tatarskiego stepu

07.04.2006

Dobry sufi

Dobry sufi: jak dobrze to brzmi,
jak miękko się wymawia.
Moje oczy otwierają się na tę miękkość,
moje serce otwiera się na tę dobroć.
Jest w tych słowach ciepło,
ciepło twojego oddechu,
unoszące się w jakąkolwiek stronę.
On jest bowiem wszędzie,
i tylko nasza dobroć
i nasze ciepło, miękkość naszych serc,
otwierają nam drogę do Niego

30.08.2003

Mój koń
Wujkowi Amirowi Gismatullinowi

Czasem śnią mi się konie
tabun splątanych grzyw i kopyt
Rozhukane prężą mocne grzbiety
w oczekiwaniu na ciężar jeźdźca
i niepohamowany pęd Ich oczy
wypełnia dal Napinają się
ścięgna i mięśnie Drży
tratowana ziemia
niepokój ogarnia także ludzi
siedzących jeszcze nieruchomo przy ogniskach
wokół nich rozlewa się z wolna
wieczorna mgła Przynosi ze sobą
zapach dojrzewającej krwi
i ostry lot strzał
Budzi mnie nagły krzyk
Gdzie moja szabla
mój koń

29.09.2002

* * *

Już od dawna nic mi się nie śni
jeszcze tylko czasem
konie ocierają się o świt
przynosząc na swych grzbietach
daleki oddech stepów
i wplątany w grzywy wiatr

Miękkimi chrapami dotykają lekko
moich zdrętwiałych rąk
czuję ukryte w nich światło
łagodną grę mięśni

I tak płyną przeze mnie
w przestrzeni bez dna
coraz szybciej i szybciej

I coraz ich mniej

28.04.1989

Tylko

Coraz częściej powracam na płowoskóry step
gdzie w zakolu rzeki
rozkładają się białe skrzydła jurt
Tam jest początek wszystkiego

Widzę chłopca śpiącego w trawie
gniada kobyła wuja Nastka
niesie go łąką
między cmentarzem a strugą

Daleko stąd do ciepłego domu
wołanie na obiad
unosi się w powietrzu i blednie
nic tu nie słychać

Chłopiec śni łąkę i konia
jedzie gdzieś wedle strugi
i nie wie nawet jak bardzo się postarzał
on i dom i ten koń

Nie ma właściwie dokąd jechać
wszystko jest tak odległe
że nic już nie słychać
Tylko jeszcze ten step

22.12.2002

 

(www.tatarzy.pl)