Sportowy Wierzyński

 

 

Zbigniew Herbert powiedział o Wierzyńskim, że był to poeta jak sejsmograf zapisujący dolę narodu. Rację miał Herbert. Niemniej jednak Wierzyński, był również kronikarzem sportu i jego fascynatem, był także poetą radości. O tym też warto pamiętać. Dzisiaj mija 46 rocznica jego śmierci.

Wierzyński urodził się w 1894 roku w Drohobyczu, zmarł zaś w Londynie w roku 1969.

O jego życiu pisał Krzysztof Dybciak: „Życie zgotowało mu wiele nieszczęść, a ponadto sceptycznie oceniał współczesną historię, mimo to bez wahań i do końca swoich dni bronił podstawowych wartości atlantyckiej kultury. Miał świadomość, iż toczy się nierówna gra człowieka z losem, w której nie może on odnieść ostatecznego zwycięstwa. Ta wizja świata nie doprowadziła go do cynizmu lub apatii jak wielu w naszym stuleciu. Nad postawą buntu, poczuciem samotności społecznej i metafizycznej oraz historycznej klęski górowała postawa neohumanizmu, jednocząca akceptację losu i etyczną aktywność, twórczość indywidualną i dyscypliną, zamiłowanie do ryzyka i cierpliwości, zgodę na samotność i dążenie do wspólnoty.”

Wierzyński od swojego pierwszego tomu „Wiosna i wino” z 1919 roku, po „Czarnego poloneza” z roku 1968 starł się uczestniczyć żywo w życiu Polaków. Po roku 1918 cieszył się z odzyskania niepodległości, po śmierci Piłsudskiego niepokoił się, co w istocie będzie z osiągniętą niezależnością. Po roku 1945 krytykował rzeczywistość PRL-owską, do której zupełnie go nie ciągnęło.

Jego fascynacje sportowe są powszechnie znane. Po napisaniu „Lauru olimpijskiego” mówił w jednym z wywiadów: „Napisałem »Laur Olimpijski« nie myśląc wcale o możliwości przedstawienia go na konkursie literackim Igrzysk. Napisałem go, gdyż kocham sport. Kiedyś, w mych młodych latach, uprawiałem piłkę nożną w Pogoni w Stryju, uprawiałem też lekkoatletykę, jeździłem na nartach w Zakopanem (…). Zastanawiało mnie, że kiedy tysiące ludzi uprawiają sport, nikt jeszcze, żaden poeta, nie pokusił się o wyrażenie jego piękna i znaczenia.”

Był też Wierzyński redaktorem naczelnym przedwojennego „Przeglądu Sportowego”. Ale, podobno, pisywał wtedy bardzo mało. Będąc np. na mistrzostwach hokejowych w Davos zapomniał wysłać relację z wydarzenia. Kiedy redakcja poprosiła o pilną korespondencję miał odpisać: „Pierwsza – Kanada, druga – Ameryka, trzecia – Czechosłowacja”.

 

Match Footballowy

Oto tu jest największe Colosseum świata,

Tu serce żądz i życia bije najwymowniej,

Tu tajemny sens wiąże i entuzjazm brata

Milion ludzi na wielkiej rozsiadłych widowni.

 

Zamora wsparty w bramce o szczyt Pirenejów,

Piękniejszy niż Don Juan, obciśnięty w swetrze,

Jak dumny król, w chaosie center i wolejów,

Śledzi kulę świetlistą, prującą powietrze.

 

Z Uralu w bój posłaną, jak z lufy moździerza,

Trzyma w oczach i więzi, a gdy kula spada,

Jak pająk się nad dziuplą bramki rozczapierza,

Jak krzak wystrzela w niebo, człowiek-barykada.

 

Pocisk skacze kozłami od miasta do miasta,

Z jednej strony Moskwa, z drugiej Barcelona,

Już steruje ku siatce, już spod stóp wyrasta,

Trybuny tracą oddech, cały stadion kona.

 

I pokażcie mi teraz – gdzie, w jakich teatrach

Milion widzów wystrzeli takim wielkim głosem:

Zamorra, lecąc w górę, jak żagiel na wiatrach,

Za Atlantyk wybija piłkę jednym ciosem!

 

Widownia oszalała, krzyczy, bije brawo,

Półkole trybun płonie niczym aureola,

I jak wielka tęsknota za zwycięską sławą,

Tętni okrzyk stadionu: gola, gola, gola!

 

fot. wikimedia