Tomik „Product plecement” Rafała Różewicza został nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius” 2015 w kategorii „Debiut roku”. Książka ukazała się nakładem „Zeszytów Poetyckich” w serii „Biblioteka Współczesnej Poezji Polskiej„.
Adam Poprawa juror „Silesiusa”: Rafał Różewicz to poeta najbardziej chyba skomplikowany z trójki debiutantów. Wychodzący od Białoszewskiego. Pisze i konstruuje ( tu ważny jest ten element konstrukcji) wiersze bardzo zróżnicowane. Debiutancka książka obiecuje bardzo wiele.Ta poezja może jeszcze powędrować w wielu zaskakujących kierunkach.
Rafał Różewicz o swojej poezji:
Lokowanie produktu musi być konkretne, dlatego tworząc debiutancki projekt chciałem powrócić do opisów najprostszych rzeczy, czynności. W Polsce kilka lat temu opublikowano przekład wierszy świetnego, amerykańskiego poety – Roberta Bly’a, który nie czuł się uprawniony do napisania utworu, jeśli w jego otoczeniu nie dokonała się zmiana, którą uznałby za godną opisu. Szczegóły w postaci spadającego liścia czy kury przebiegającej przez podwórko były dla niego bodźcami, uruchamiającymi cały zestaw skojarzeń.
Pochodzę z pogranicza polsko-czeskiego, wychowywałem się obok skupu złomu; wyjechawszy do większego miasta musiałem po pewnym czasie wybrać – między przebiegającą kurą, a przewożoną na wózku przez złomiarzy lodówką. A jak już człowiek zacznie oddychać większym miastem, wówczas bliższy staje mu się Miron Białoszewski wraz z osławionymi „mrówkowcami”, niźli Bly, aczkolwiek te dwie perspektywy miały znaczący wpływ na moją pisaninę. Nagle odkryłem, że gdzieś umknęła nam rzeczywistość, że warto byłoby pokazać ludziom to, czego nie czują – kto bowiem dziś zastanawia się nad rzeczami? Prędzej je wykorzystuje. To taki rodzaj gwałtu. W międzyczasie u innych doszedł jeszcze zachwyt nad aspektem wirtualnym. Te proporcje zaczęły chwiać się na tyle groźnie, że moją ambicją stało się zachowanie tych proporcji. Pokazanie, że realność jest pogrzebana żywcem, że jeszcze można coś z niej wycisnąć. Ale projekt ten tak naprawdę traktuje o ludziach. W jego centrum znajduje się człowiek, bo „Ostatecznie – mówię z ludźmi. Nie piszę dla samych szaf”, jak zwykł mawiać Miron.
Podchwytliwe pytania
Gdzie kioskarka załatwia sprawy niecierpiące zwłoki?
To pytanie ma sens, jeśli spojrzeć na skrzynię
warującą przy wejściu do kiosku –
jednoosobowego zakładu utylizacji bezrobotnych.
Może po otwarciu wieka ukazują się schodki,
po pokonaniu których przychodzi ulga
towarzysząca otwarciu posiedzenia
i wypłynięciu statków z żywnością na szerokie wody.
Może w środku jest jakaś zaprzyjaźniona czytelnia,
z której codziennie zabiera plik gazet na sprzedaż;
fabryka chipsów, napojów gazowanych, dwóch
Azjatów przemycających papierosy do paczek.
Może jest też tak, że nic tam nie ma;
skrzynia ma za zadanie podpierać ścianę,
by nie runęła jednocześnie odsłaniając flankę;
zmianę warty wśród pism ilustrowanych.
I nic ma się dobrze, i nic ma własną kłódkę,
i nikt nie zwraca na nic uwagi. Tymczasem
kioskarka wymyka się do pobliskiej piekarni.
Skrzynia pozostaje obojętna na prowokację.
Tworzywo ludzkie
Stoi pod zlewozmywakiem,
otwarty na wszystko i wszystkich. Ile można
eksponować bałagan w sobie, jeśli jest
ktoś, kto czuwa nad nim, a następnie likwiduje
w przeciągu kilku minut? Wystarczy spojrzeć.
Świeżo założony worek jeszcze nie wylądował,
uczyni to po kolacji. To teoria wiecznego powrotu
w praktyce, choć powoływanie się
na teorie w kontekście kosza nie brzmi za dobrze.
W przeciwieństwie do sztućców jest sam.
Otoczony przez gąbki oraz wszelkiej maści
płyny może jedynie obcować z butlą,
której zdarza się wyjść z siebie.
Dlatego czasami stawia opór, wtedy
zahacza o rurę odpływową,
jakby, mimo wszystko, chciał zostać
na starych śmieciach. Ale to nie śmieci są
najgorsze ani zapach – zwykła kolej rzeczy
1954
Zwycięstwo, po którym Turul dogoniłby inne ptaki
w rankingu najbardziej odlotowych,
a Hungary przestało kojarzyć się z Hunem,
który skończył przy garach, spaliwszy miast Rzymian
paprykę na danie główne. Siedmiogród byłby dumny z faktu,
że piłkarze siódmą bramką oddali hołd miastu –
znalazło się za siedmioma górami,
po rumuńskiej stronie smutku. Pod okupacją
mszczących się za austro-węgierskie
robactwo; język, leczo i gulasz odbijający się czkawką,
Nemeczka, bo zawstydził najtwardszych chłopaków.
Mecz, gdzie wszystko miało pójść gładko
okazał się na youtube wielce popularny. Inne,
zwycięskie pozbawione są dźwięku; jedynie szum
płynący z ekranu przypomina, że było to
ponad pół wieku temu, a ja oglądam setki przeszłości,
to, co jest już legendą. Było czy nie było,
o tym decyduje użytkownik serwisu. Do upadłego
będzie sprawdzał liczbę wyświetleń finału;
po nim przejmie konto i hasło ktoś inny,
by czynić tak samo. Spalać się przy bramce
Puskása ze spalonego. Irytować się, dlaczego
niewykorzystane sytuacje mszczą się tak długo.
Węgry niczym nigdy do końca zapełniony stadion.
RAFAŁ RÓŻEWICZ – ur. w 1990 r. w Nowej Rudzie. Twórca tekstów poetyckich, dziennikarz. Publikował m.in. w „8 Arkuszu Odry”, „Arteriach”, „Akancie”, „Dworcu Wschodnim”, „Redzie”, „Cegle”, „Szafie”, „Zeszytach Poetyckich”, „Pomostach”, „Fragmencie” i na stronie Fundacji im. Tymoteusza Karpowicza. Finalista ogólnopolskich konkursów im. Janusza Różewicza (2013) i Jacka Bierezina (2013), zwycięzca m.in. XXIII Edycji Konkursu Poetyckiego im. K.K. Baczyńskiego (2014). Współredaguje pismo „Inter.-Literatura-Krytyka-Kultura” i stronę poecipolscy.pl.