Ody Maliszewskiego

Przypominamy i polecamy  „Ody odbite” Karola Maliszewskiego. To dziesiąty zbiór wierszy jednego z najważniejszych polskich krytyków literackich, a także poety i prozaika.

Krzysztof Kleszcz pisał o „Odach…”: „Maliszewski układa wiersze choćby ze swoich krytycznych komentarzy do debiutantów, mówi do nich z czułością: „Witajcie, upokorzeni;”(s.15). „Oda do szumu” zawiera konstatację „Najlepiej jednak / chodzić do jakiejś pracy, / nie narażać poezji na śmieszność.”(s.17). Sugestywnie pisze o bezradności literatury: oto do trumny nie zmieściły się ukochane książki (s. 18) albo „Co znów wymodzi twoja / mokra bruzda (w wir przygód / ciśnie, nic poza tym),(…)(Bez obrazy, nie widzę szans / na sens.” (s.21). I o tym, że przecież autor chce się poświęcić: „Umrzeć na boisku w wyskoku. Za grabarzy mieć / towarzyszy miłych; Grzebala / i resztę zlanych potem / panów po czterdziestce.” (s.32), ale zwyczajnie brakuje już wiary „pora poezji / odmówić // zbieraj się szmato (…) zawiśnij na innym wieszaku”. (s.60)”.

Według Agnieszki Budnik „Wiersze z ostatniej książki „Ody odbite” grają z konwencją gatunku mocno obarczonego skojarzeniami kulturowymi, łączonego ze wzniosłością czy klasycyzmem (który pociąga za sobą kolejne serie nacechowanych pojęć). W utworach mamy do czynienia z podobnym dominem – asocjacjami, budującymi dynamizm i odwołującymi się do kolejnych znaczeń, które mimo wieloznaczności, różnej stylistycznej genezy, nie oddają w pełni twórczego zamysłu (niech za przykład posłuży wiersz otwierający tomik). Rzeczywistość przedstawiona jest więc w sposób odbity, skrzywiony. Maliszewski jednak trzyma się blisko tej pokraczności współczesności, unowocześniając gatunek, zmuszając go do przełamania patosu, nachylenia się do wtórności tu i teraz, do języka, który niczego nowego nie wytwarza, a jedynie odbija. Sarkazm i ironia są tylko częścią stylu wielowymiarowego zbioru wierszy z 2012 roku. „Ody odbite” jakby naturalnie, tematycznie, dzielą się na swoisty tryptyk, sygnalizowany tytułami i tematyką poszczególnych wierszy w ramach każdej całostki. Obok utworów prywatnych, będących manifestacją lirycznego „ja”, biorącego pod ostrzał rzeczywistość, ale i afirmującego cuda codzienności czy akcentującego bezradność literatury, są też wiersze poświęcone przemijaniu, śmierci, Bogu: „jeśli nie wprost, jeśli nie ty, / to będę chujem w tle, nikim, / dlatego przyjdź, ogłoś, daj znać / czy mam jeszcze liczyć i opisywać, / czy”)”.

Po raz pierwszy w kontekście Maliszewskiego można powiedzieć o tak szeroko zakrojonym projekcie poetyckim, w którym autor podejmuje przewrotną próbę nie tylko unowocześnienia ody jako gatunku literackiego, ale dąży też do przełamania wzniosłych i rzewnych patentów lirycznych, wypracowywanych zarówno w tradycji klasycznej, romantycznej, jak i modernistycznej. Jak się okazuje, nie wyczerpują one modelu tej niezwykle, wydawałoby się, wysokiej konwencji, która w „Odach odbitych” zostaje zredukowana o zbędny patos i parnasistowski egocentryzm. Maliszewski z powodzeniem demontuje i odświeża pozornie wyczerpany nurt literacki, a wspomniane unowocześnienie gatunku to w jego wykonaniu dużo więcej niż lifting.

Jacek Gutorow pisał: „Mamy do czynienia z poetą poszukującym. Nie siebie i nie życia, lecz nowych metafor na opisanie własnej egzystencji, nowej frazeologii, która mogłaby unieść coraz bardziej złożone rozpoznania (a pamiętajmy, że autor tych wierszy przekroczył pięćdziesiątkę), nowego zaśpiewu, dzięki któremu dałoby się oddać melodie zapętlonego, rozproszonego, rozbrojonego, zwodniczego języka. Maliszewski szuka, zdając sobie sprawę, że jest już za późno na oryginalność, że już zawsze jesteśmy spóźnieni, że jedynym wyjściem z tej sytuacji może być odbijanie słów i zdań pod nieco innym kątem. I takie są te nowe wiersze, czasami odbijające światło innych poetyk, czyniące to jednak świadomie, z poczuciem wychodzenia naprzeciw jakiemuś pełniejszemu „ja”, które zazwyczaj pozostaje niedostępne i złudne w ramach tak zwanego „własnego stylu”. Maliszewski, bodaj po raz pierwszy, bawi się stylami, mnoży odniesienia i czyni notatki na marginesach rozgałęziających się sensów”.

 

Oda do odbicia

Nie wiesz, co cię właściwie boli,

bo długopis wrósł w ciało,

jest kością wędrującą korytarzami,

igłą przeszywającą raz po raz

wątrobę i całą cudowną resztę;

 

nie wiesz, co jest częścią,

a co całością, masz to gdzieś,

chciałbyś się zakopać na jedną

chwilę, na jedno pokolenie,

i spokojnie wić się w glinie,

 

zostawiając kliny, skośne znaki,

które kiedyś ktoś odczyta

i będzie rozczarowany; jak ten gnój

ludzki się wywyższa, pomyśli,

cały sztywnieje od metafor, symboli.

 

Wić się i jęczeć, nie dźwigać z godnością,

kroczyć prosto w krocze, głodne usta

nicości, pić krew miesięczną

zmieszaną z asfaltem i siarką.

Boję się, że piekło realnieje

 

w twych oczach, niebo kruszeje jak srebro,

dziecinna cynfolia. Ale przecież

miałem się nie bać:

człowiek jest przygodą, grą słów,

za którą ginie. Ginie się bez końca.

 

Karol Maliszewski (1960) – opublikował kilka książek krytycznoliterackich, cztery książki prozatorskie oraz dziewięć zbiorów wierszy. Laureat nagród im. Barbary Sadowskiej, im. Ryszarda Milczewskiego-Bruno, za tom szkiców „Rozproszone głosy” nominowany do Nagrody Literackiej Nike 2007. Pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWr. Mieszka w Nowej Rudzie.