Adam Zagajewski skończy w czerwcu 70 lat. Z tej okazji, 14 czerwca o godz. 12.00 na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego w Warszawie (wejście od ul. Sewerynów) odbędzie uroczysty „Salon poezji” Adama Zagajewskiego z udziałem poety. Cena biletu wstępu tylko 8 zł. Już dziś w sprzedaży!
Adam Zagajewski jest obecnie jednym z najbardziej znanych poetów polskich zagranicą. Laureat wielu prestiżowych nagród literackich, tłumaczony na wiele języków. Urodził się we Lwowie, ale nigdy tam nie mieszkał: wkrótce po jego urodzeniu rodzice wraz z nim powrócili w ramach akcji repatriacyjnej do Polski. Dzieciństwo spędził na Śląsku, w Gliwicach, lata uniwersyteckie w Krakowie. W latach siedemdziesiątych związany z niezależnym ruchem literackim, od 1982 roku przebywał w Paryżu. Obecnie mieszka w Krakowie. Członek redakcji „Zeszytów Literackich”, prowadzi kurs „creative writing” na uniwersytecie w Houston, w USA.
„Jego pierwsze książki poetyckie, Komunikat i Sklepy mięsne, stanowiły realizację pokoleniowego postulatu mówienia prawdy o otaczającej rzeczywistości społecznej i obnażania fałszu języka oficjalnego. Tom List. Oda do wielości oprócz wierszy stanowiących reakcję na wprowadzenie stanu wojennego przyniósł już tematy i sposoby ich poetyckich realizacji, które na stałe zadomowiły się w twórczości Zagajewskiego, stającej się odtąd poezją zamyślenia pełnego znaków zapytania i eseistyką pisaną przez „człowieka problematycznego”. Do stałych tematów poetyckich Zagajewskiego należą: nieustanne kwestionowanie ról biograficzno-egzystencjalnych bohatera lirycznego wierszy i pochwała życia oglądanego w „jego zmienności, w jego falowaniu, w jego wieloznaczności” (jak pisał w eseistycznej książce Solidarność i samotność), zanurzenie w świecie kultury europejskiej i kontemplacja jej dziedzictwa, sięganie w głąb własnych korzeni (poemat Jechać do Lwowa) i roztrząsanie wariantów swego losu, przymierzanie kostiumów i masek”.
Sam Zagajewski tak charakteryzuje własną twórczość:
„Nigdy nie będę kimś, kto pisze wyłącznie o śpiewie ptaków, chociaż śpiew ptaków bardzo podziwiam, ale nie do tego stopnia, żeby usunąć się ze świata historycznego, bo świat historyczny jest też pasjonujący. To co mnie naprawdę interesuje , to splecenie świata historycznego ze światem kosmicznym, tym nieruchomym, czy raczej: ruchomym, ale w zupełnie innym rytmie. Nigdy nie będę wiedział, jak te światy ze sobą współistnieją. One walczą ze sobą i uzupełniają się – i to dopiero jest warte refleksji.”
Adam Zagajewski: Pisać po polsku (fragment)
Znajomi pytają mnie czasem: czemu nie piszesz po angielsku? Albo – jeśli jestem we Francji – po francusku? Zakładają najwyraźniej, że zyskałbym na tej zmianie, że lepiej posługiwać się językiem światowym niż prowincjonalnym. W zasadzie zgadzam się z nimi; owszem, byłoby może wygodniej pisać w większym języku (gdybym tylko potrafił!). Przypomina mi to anegdotę o G.B. Shaw, który miał oświadczyć w liście do Henryka Sienkiewicza, że dziwi się, dlaczego Polacy nie przyjęli języka rosyjskiego. Irlandczycy przyswoili sobie angielski i świetnie na tym wyszli! Rzeczywiście. Pisać po polsku – w wieku XIX-ym, pod rozbiorami – było aktem patriotycznym; język polski był poważnie zagrożony, przede wszystkim w zaborze rosyjskim. Dziś nikt sobie nie zadaje tego pytania; młody poeta urodzony w Gdańsku, nawet jeśli pamięta o przeszłości tego miasta – a to pamiętanie jest teraz w modzie! – nie będzie się wahał, w jakim języku pisać. Po prostu nie będzie znał żadnego innego. Dopiero ktoś, kto, jako autor niniejszego tekstu, mieszka od lat zagranicą, może się spotkać z pytaniem – naiwnym? – o wybór języka. Pisać po polsku to także wziąć na siebie dziedzictwo, skomplikowane, polskiej historii; ktoś, kto pisze po francusku z ironią i elegancją i ze szczyptą poezji, będzie, choćby nieświadomie, spadkobiercą nie tylko Montaigne’a i Pascala, ale i Ludwika XIV-ego, a przynajmniej atmosfery jego dworu, szyderczych konwersacji, zabójczych bon mots, niepokoju moralistów, sporów rewolucyjnych demagogów. Piszący po polsku ma we krwi i w atramencie inne geny: załamanie się systemu w wieku XVIII-ym, klęskę rozbiorów, klęskę nieudolnych powstań i kruchości długiej, teatralnej egzystencji naszego kraju, który, nie istniejąc realnie i trzeźwo, był tylko chimerą, bywał na zmianę przedmiotem podziwu („Polenlieder” w latach 30-tych XIX-ego wieku, entuzjazm Francuzów) i pogardy (Bismarck i nacjonaliści niemieccy czy rosyjscy); Polska wegetowała w wyobraźni Europy trochę tak jak ów śliczny Tadzio w „Śmierci w Wenecji” Tomasza Manna – piękna, nieosiągalna, zjawiskowa, dziecinna. Albo, przeciwnie, jako kraj zacofany, brudny, pijany (np. w sprawozdaniu Goethego z krótkiej podróży do Polski, po której została tablica na rynku w Krakowie) – kraj, który należałoby jak najszybciej podbić. Albo piękność albo bestia, nic pośrodku.
z tomu „ Obrona żarliwości” (a5)