Polska liberatura w Brukseli

W Brukseli, podczas  festiwalu Brusselspoetryfest, swoją najnowszą książkę „Widok z głębokiej wieży” prezentował Zenon Fajfer, twórca i teoretyk liberatury, redaktor – wraz z Katarzyną Bazarnik – serii „liberatura” w Korporacji Ha!art. Autor (wraz z K. Bazarnik) książek „Oka-leczenie”(2000) i „(O)patrzenie” („Ha!art”,2003).

Fajfer również „Spoglądając przez ozonową dziurę” („Ha!art”, 2004). Książka została również wydana w wersji angielskiej pod tytułem „But Eyeing Like Ozone Whole”.

Czym jest liberatura?  „To taki rodzaj literatury, w którym tekst i materialna forma książki tworzą organiczną całość, a wszelkie elementy, w tym również niewerbalne, mogą być nośnikami znaczenia. W utworze liberackim znacząca jest więc nie tylko warstwa słowna, ale także fizyczna przestrzeń i konstrukcja książki, jej kształt, format, układ typograficzny. Istotne mogą być wielkość, krój i kolor pisma, ale też niezadrukowana powierzchnia kartki, zintegrowany z tekstem rysunek czy fotografia, wreszcie rodzaj papieru lub innego materiału. Nie bez znaczenia są wszelkie wartości numeryczne: wymiary tomu czy liczba stron, słów, a nawet pojedynczych znaków. Czytelnik ma do czynienia z dziełem totalnym, które może przybrać dowolny wygląd (zgodnie z drugim znaczeniem łacińskiego liber), co w praktyce oznacza niekiedy radykalne odejście od tradycyjnej budowy książki. Jest to zarazem dzieło w pełni autorskie, kontrolowane przez pisarza na każdym etapie powstawania”.

Mariusz Pisarski pisał o tomie „Powieki” Fajfera:„Powieki to przede wszystkim błądzenie po omacku w labiryncie piętrzących się sensów, nagłych odkryć niedostrzeganych do tej pory powinowactw, oraz równie nieoczekiwanych przerw i zakłóceń w misternie (re)konstruowanych sekwencjach znaczeń. Nic nowego – powiedzą czytelnicy, którzy zdołali zaprzyjaźnić się z liberaturą. Jednak na ekranie, gdy typowe dla Fajfera zabiegi lingwistyczno-medialne wsparte zostają efektami pojawiania się i znikania, rozprzężania i skurczania, uaktywniania i unieruchomiania, otwierania i zamykania słów, zdań i wersów w odpowiedzi na ruchy czytelnika, liberatura wkracza na nowy, niedostępny w medium papierowym obszar. Teren ten poznajemy wraz z odkrywaniem misternie skonstruowanych przez Fajfera napięć między powierzchnią a głębią, pulsowaniem a bezruchem, interakcją a projekcją. W przypadku napięć głębia/powierzchnia, te same słowa, te same przyciski, ba!, nawet te same strzałki nawigacyjne prowadzą czytelnika w coraz to inne miejsca w zależności od…no właśnie – tego musimy się domyśleć. Opozycje typu ruch i bezruch rozgrywane są dzięki nieregularnym, uwarunkowanym być może czasem lektury, a być może rodzajem dotyku, jakim czytelnik obdarza słowa (najeżdżanie myszką, próby kliknięć i zaznaczeń), uprzywilejowaniom pewnych liter, cząstek wyrazów lub całych wersów, które ni stąd ni zowąd zaczynają się poruszać, wypływać na powierzchniowe warstwy i zamieniać się w linki. Te z kolei wskazują nam drogę do kolejnych odnóg labiryntu. Bywa też na odwrót i słowa uprzednio aktywne zamierają w bezruchu, bledną i stapiają się z bielą, lub z aktywnych linków zamieniają się w bierną animację. I nikt chyba nie podejrzewa Zenona Fajfera o to, że ów system poruszeń wyreżyserowany został jedynie jako dodatek do wielopiętrowej konstrukcji, zawierającej w sobie elementy poezji barokowej, konkretnej, wizualnej, neolingwistycznej. Nie! To co, cyfrowe ściśle sprzęga się z tym, co znaczeniowe, performatyka z semantyką podają sobie dłonie.

Ciekawe, że najbliższy rodzaj lekturowego, artystycznego i duchowego pokrewieństwa, odnajduję dla Powiek w prozatorskich hipertekstach Michaela Joyce’a i w spojrzeniu amerykańskiego autora na kwestię języka i otwarcia, jakie mu przynosi medium cyfrowe. Używane przez Joyce’a metafory i zjawiska charakterystyczne dla tekstu na ekranie, jak nieustanne podmienianie się tekstu (ang. text replacing itself), zachęta do śledzenia faktury słów, do wyszukiwania miejsc aktywnych (ang. words that yield), do pieszczoty słów, czy nawoływanie do tego, by na ekranie czytać uważnie, dużo uważniej, niż w druku, zdają się u Fajfera być testowane w działaniu. Nawroty, rekursje, cykle i koła – kluczowe hipertekstowe figury, w których Joyce widział serce elektronicznego tekstu w Powiekach zaprzęgniętę zostają w służbę poetyckiego, liberackiego efektu. Nic dziwnego, że Joyce w Krakowie podczas Ha!wangardy odkrył w Fajferze nie tylko pokrewną duszę, co wręcz mistrza! Powieki, patrząc z punktu widzenia historii hipertekstu, aspirują bowiem do miana hipertekstu optymalnego lub – jak kto woli – hipertekstu instant, gdyż zawierają w sobie zaskakująco szeroką paletę środków właściwych dla hipertekstowej poetyki: są tu nawet linki warunkowe, są linki temporalne, znane z późniejszych niż klasyczne hiperfikcje eksperymentów z hipertekstowym video, znajdziemy sporą dawkę hipertekstowych „wzorców”, w rozumieniu Bernsteina i Joyce’a czyli meta-figur niesekwencyjnego rodzaju dyskursu”.