Radiowy tydzień Adama Pluszki

Poezji Adama Pluszki – finalisty tegorocznej edycji „Silesiusa” za tom „Zestaw do besztań” –  będzie można przez cały tydzień słuchać na antenie radiowej Jedynki. Codzienne, od dzisiaj o godzinie 20.50, usłyszymy wiersze w wykonaniu samego Autora. 

Adam Pluszka:

Kiedy pewna pani psycholog spytała, o czym jest „Zestaw do besztań”, powiedziałem, że o zwierzętach, dzieciach i śmierci.

Zaczęło się 9 maja 2009 roku, kiedy leżałem w domu po śrubowaniu szyjki kości udowej. Jakieś dwa tygodnie wcześniej samochód zajechał mi drogę, gdy jechałem do pracy na rowerze; wystrzeliłem do góry przez kierownicę, minąłem w locie maskę matiza (był złoty) i huknąłem biodrem o chodnik. Po mniej więcej godzinie zjawiła się karetka. W szpitalu zakochałem się w pani anestezjolog; to, zdaje się, dość powszechne zjawisko. W nocy dostałem lek przeciwbólowy na bazie opiatów; trochę się bałem, trochę śmiałem. A później leżałem w domu i czekałem, aż noga się zrośnie. Pomagał jej Łysy, kot, który mnie wychował i pokazał mi, co w życiu ważne; leżał na mnie i mruczał.

9 maja 2009 roku był gorący i duszny. Przez okno usłyszałem chłopca, który jeździł po chodniku na plastikowym rowerku i wołał: „Ejo! Ejo!”. Był pogotowiem, gnał do wypadku. Kiedy dojechał, powiedział ze smutkiem: „Oj, znów za późno, już za późno. Dobranoc, proszę pana”. I odjechał bez sygnału. Wtedy powstał pierwszy wiersz z „Zestawu”.

Kolejne napisałem dopiero w 2012 roku – gdy jeździłem do mojej przyszłej żony na Pragę, gdy chodziliśmy razem po górach i gdy rok później jechaliśmy na rowerach z Rzeszowa do Suwałk. W parkach, w lasach, w jeziorach, na drogach – wszędzie leżała śmierć. Ta sama, którą jako trzynastolatek widziałem na nefrologii, gdzie zmarło dwoje moich rówieśników. Ta sama, którą czuję w sobie, w swojej żonie i w naszych kotach.

 

Beztlen

 

W szpitalu trwa fiesta. Zleciały się dzieci,

zleciały się ptaki, a jakże, te czarne: gawrony,

gołębie, przybieżą muflony, dlaczego nie, czego

się nie robi dla dzieci.

 

Zleciał się też personel. I kot z kotłowni

po łapie się liże. Witają pacholątko. Mają

zabawki, mają też zestaw do besztań. Postanęli

w koło, śpiewają wesoło.

 

Beksa lala pojechała do szpitala,

a w szpitalu powiedzieli,

że to końcówka, żegnamy się.

Już, już.

 

 

Przy kiszeniu ogórków

 

I

Teraz, kiedy kiszą się ogórki, mam chwilę

dla siebie. Już dawno wzeszło to, co miało

zejść, samo się pochowało. Mogło być lepiej,

jest tak, jak się można spodziewać. Wiadomo.

Oczekiwania rozmijają się z owacją. Na stojąco

można co najwyżej sobie poklęczeć w duchu.

 

II

Przemówiłem dziś do swojego dziecka. Jest

duże, rozumie więcej niż wie. Zakropiłem jej

oczy (robią się jej wysięki, ciągłe zapalenie

spojówek), posadziłem na kolanach. Lubi,

choć nie potrafi wysiedzieć, tyle się dzieje:

„Kiedy już się, córeczko, nauczysz mówić,

zobaczysz, że nie ma o czym gadać. A jak

już się nauczysz słuchać, córeczko, słuchaj,

to czasem boli, zwłaszcza ze zrozumieniem”.

 

III

Miało padać, nie padało. Do okien klei się

pektyna. Mogło być gorzej. Może być.

 

 

Stygnące poranki

 

O 21.30 czernieje latarnia, oczy do rana

nie znajdą światła (okna, drzwi, wyjścia

ewakuacyjnego). W ciemności lęgnie się

to, co zwykle, nie ma powodów do paniki,

poświecą czerwone oczka spod łóżka

i w końcu przestaną. Dotąd zawsze gasły.

 

Fot. Karolina Iwaszkiewicz

Adam Pluszka (ur. 1976) – poeta, prozaik, tłumacz, redaktor, krytyk literacki i filmowy. Autor kilku tomów wierszy, m.in. z prawa z lewa (2000), Zwroty (2002), Trip (2005), French love (2006), Zestaw do besztań (2014), oraz prozy: Łapu capu (2003), Norweski dziennik malarza (2005), Flauta (2007). Nominowany do Paszportu „Polityki”. Mieszka w Warszawie z żoną i dwiema kocicami. Redaktor prowadzący w Wydawnictwie Marginesy.