Droga 816

Prezentujemy fragment”Drogi 816″ Michała Książka  – najnowszej książki tegorocznego laureata „Silesiusa”za debiut.

W czasie tej podróży myślałem o miejscu. O miejscu człowieka, zwierzęcia i nasiona. O tym jak się miejsce wybiera, tworzy, jak się je niszczy. Jak już po wszystkim, kiedy obecność dobiega końca, trafiają tam nasiona roślin i przylatują ptaki. I okazuje się, że nie ma lat, nawet miesięcy, jest tylko upór nasion, okres wegetacyjny i biologia zwierząt. A taki rok 2014 to po prostu wycinek kenozoiku.

Michał Książek

 

Profanum

W Husynnem kpiłem z własnego rozczarowania brakiem drewnianych chałup. Że niby co miało być? Rząd drewnianych chat pod strzechą, stogi siana i wieprzek przed każdym domem? Stado gęsi na drodze? I piękna cerkiew? Cerkwi tu nie ma od blisko osiemdziesięciu lat.

Pewnego sierpniowego dnia, w 1938 roku, tuż przed świtem, pod husynieńską cerkiew zajechało pięć samochodów z dobrze opłaconymi żołnierzami i ochotnikami. Na łąkach darł się derkacz. Świątynia była z cegły, z sześcioma kopułami, pod wezwaniem Świętego Onufrego. Zanim zmontowali taran i założyli liny na podstawy kopuł, zbiegli się miejscowi. Zaczęli błagać i płakać. Żołnierze najpierw zerwali kopułę nad kruchtą; runęła, ale nie pękła. Ludzie wzięli to za znak i póki ich stąd nie wywieźli w 1947 roku, opowiadali o tym jak o cudzie. Ścian przy użyciu liny nie dało się zburzyć, więc podstawili taran. To był dębowy okuty kloc. Cios za ciosem dziurawił prawosławny kościół. Ludzie patrzyli. Wyli z bólu, złorzeczyli, wariowali. Mężczyźni zatrzymali się dopiero na żołnierskich bagnetach. Rozszczekały się psy, nawet krowy podniosły larum, żeby wytłumaczyć ludziom, że tak nie wolno. Płacz, huk, krzyk za zasłoną kurzu, przekleństw i próśb. Co czuje człowiek, kiedy burzą mu sacrum? Kiedy Maria dostaje dębowym taranem w brzuch? Isus Christos, nieśmiertelny, rozpada się w pył po jednym uderzeniu? A Niebo ze sklepienia spada na Ziemię? Może to jak zobaczyć rozstrzelaną rodzinę? Do czego to porównać? Pewien polski chłop, który wraz z synkiem oglądał zajście z łąk nad Bugiem, wymamrotał: „No, teraz to już spokoju nie będzie”. Syn napisał potem książkę o Husynnem. Chwila, kiedy Wszechmogący nie może nic. Kiedy podejrzenie, że go nie ma, wydaje się szczególnie prawdziwe. Jesteś wtedy, jak Bóg, bezsilny. Nie można przekroczyć kordonu policji i chociaż podtrzymać głowę świętego. Nie pozwolili ludziom uratować swojego Boga. Tamtego roku polskie władze w powiecie chełmskim zniszczyły osiemnaście cerkwi. W całym województwie lubelskim dużo ponad sto. Nikt o tym nigdy nie uczył w siedmiu szkołach i czterech uniwersytetach, na które uczęszczałem. Potem wywieźli resztki sacrum, żeby utwardzić nim drogi. Głównie bagnisty trakt przez łąki, ale też gościniec Dorohusk – Dubienka, dzisiaj 816. Końmi się wtedy jeździło, krowy po tym chodziły. Ci, co szli pieszo, znajdowali zapewne pod nogami wizerunki świętych, męczenników i ojców Kościoła. Idziesz na targ w Dubience, a tu święty Mikołaj, dalej Michał Archanioł, Gabriel. Niektóre ludzie zbierali i składali w kapliczkach przydrożnych. Zwiastowanie znalezione w kałuży bądź w końskich odchodach bulwersowało zapewne bardziej niż Sąd Ostateczny z wizerunkami diabłów i potępionych. To prawie pewne, że diabłów nikt nie ratował. A może sąd przerażał tych, co czuli winę? A pan Józef Sieniawski czemuś odmówił wywożenia gruzu po tym, co niezniszczalne. Mimo gróźb ze strony policji i wojska. A może i sąsiadów. No tak, sąsiedzi. Nie bał się ich też katolicki ksiądz z miejscowości Bończa, nieopodal Krasnegostawu. Kiedy przyjechała brygada do niszczenia sacrum, ksiądz proboszcz Franciszek Karpiński skrzyknął wiernych. Ludzie chwycili krzyże i chorągwie, po czym zwartą procesją otoczyli cerkiew.Dzielny proboszcz oznajmił żołnierzom, że nie pozwoliburzyć przybytku, że najpierw musieliby zburzyć jego kościół. Udało mu się uratować prawosławną świątynię, a może nawet coś więcej.

Pośrodku wsi stał sklep – wielki kiosk z okratowaną witryną na całą ścianę. Z witryny biła jasność i złoto, jak z ołtarza. A wewnątrz stały szeregi kupujących. Klienci czekali karnie i cierpliwie, przodem zwróceni do lady i chyba coś… śpiewali? Wpatrywałem się w zjawisko jak dzika gęś w północ. A sprzedawca za ladą podnosił ręce – tak, to był ksiądz! Ludzie modlili się w sklepie! Żołnierze przed laty zburzyli tutejszą świątynię i chrześcijanie nie mieli się teraz gdzie modlić, więc poszli sobie do sklepu! Sklep u nas to zawsze była strefa profanum. Tam się piło, wagarowało, nawet wymiotowało. Krzyż, żelazny. Znowu z rurki. Takiego nie da się zgiąć czy złamać. Na rurze napis: „Boże, zniszcz herezję”. Jaką herezję? – zapytałem, ale nikt nie odpowiedział. Dlaczego nie jest napisane:„Boże, wybuduj kościół” – chciałem wiedzieć, ale wszyscybyli w sklepie. To znaczy w kościele. Nie mogłem czekać końca sklepowej liturgii, kończyło się światło. Uśmiechnąłem się tylko, że po rusku skliep to grobowiec, nieomal kaplica, więc etymologicznie prawie się zgadza. Boże, zniszcz herezję. Albo nie – daj jeszcze trochę luksów. Tylko do Dorohuska. Luksów na trzy kilometry. Żeby szło się luksusowo. Strużyną drogi, tak z boku, żeby Bogu Ojcu, nie daj Boże, na twarz czy rękę nie nadepnąć. Co z tego, że pod asfaltem leży? Miejsce to miejsce. Współrzędne nie kłamią. Grzechu lepiej unikać, nawet cudzego.

ksiazek1-201x300Michał Książek (ur. 1978) pochodzi z Oraczewa koło Sieradza. Jest ornitologiem i kulturoznawcą, a także przewodnikiem syberyjskim. Kilka lat spędził w Jakucji. Najwięcej publikował w „Polityce”, ale też w „Lesie Polskim” czy w „Twórczości”. Jest też autorem bardzo dobrze przyjętej książki reporterskiej „Jakuck” ( 2013). Laureat „Silesiusa” 2015  ( najlepszy debiut) za tom wierszy „Nauka o ptakach”