Pomroki

W Iskrach ukaże się niebawem poezjo-powieść (albo jak chce sam autor: poezjowieść) Jarosława Borszewicza „Pomroki”. 

Choć Pomroki są kontynuacją Mroków, to obie książki, poza imieniem i nazwiskiem podmiotu lirycznego (Duet Zezowaty), dzieli właściwie wszystko. Główną bohaterką Mroków była śmierć, a w Pomrokach jest nią miłość: do Słońca, do Urszuli Sipińskiej, do królików, do Janka Wędrowniczka, do starych rowerów, do Włodzimierza Lubańskiego, do świetlicy szpitala psychiatrycznego, do Krosna Odrzańskiego i miliona innych ludzi, rzeczy i zjawisk… W książce sprzed 35 lat Duet zastanawiał się jak pięknie umrzeć, a w Pomrokach – jak pięknie żyć, bo „Wszędzie dobrze, ale w życiu najlepiej”. A kiedy bohatera dopadną wątpliwości czy miłość w ogóle istnieje, to wybranka jego serca w mig rozwieje tę niepewność:

 

 

 

 

Oczywiście, że miłość istnieje,

no bo jak inaczej wytłumaczysz fakt,

że po każdym rozstaniu z tobą

ważę o połowę mniej…?!

A czy przekonała Dueta? Hm, po odpowiedź zapraszamy do lektury Pomroków. Ale chyba tak, bo bohater pewnego romantycznego wieczora wyznaje jej szeptem:

Dobrze, że jesteś,

bo już się bałem,

że do końca życia będę niczyj…

Jarosław Borszewicz o sobie:

Po raz pierwszy urodziłem się jesienią 1956 roku.

Drugi raz przyszedłem na świat w czerwcu 1978 roku, gdy wygrałem konkurs na najlepszy debiut roku („Debiuty ʼ78”).

Po raz trzeci urodziłem się w czerwcu 1980 roku, gdy po pijanemu zdałem konkursowe egzaminy i dostałem się do Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, po czym – już po trzeźwemu – zakochałem się z wzajemnością w najpiękniejszej dziewczynie w historii Szkoły Filmowej.

Czwarty raz narodziłem się w poniedziałek 14 grudnia 1981 roku – w pierwszym roboczym dniu stanu wojennego – gdy z Wydawnictwa Łódzkiego odebrałem sygnalny egzemplarz debiutanckiego tomiku pt. Zezowaty duet. Do dziś pamiętam jakież małe i bezbronne wobec moich wierszy wydawały mi się tego dnia mijające mnie czołgi.

Po raz piąty urodziłem się w roku 1985, gdy uzyskałem niepodważalny dowód na to, że Boga nie ma.

Szósty raz urodziłem się w roku 1987, gdy uzyskałem niepodważalny dowód na to, że Bóg istnieje.

Po raz siódmy narodziłem się w roku 1998, gdy sprzedałem swój pięćdziesiąty scenariusz filmowy oraz zdobyłem setną nagrodę za swoje filmowe i literackie pisiu-pisiu i zafundowałem sobie piętnastoletni urlop od literatury.

Ósmy raz urodzę się w 2015 roku, gdy moja debiutancka powieść (a właściwie poezjowieść lub powieściozja) pt. Mroki ukaże się w takiej formie, w jakiej – z różnych względów – nie mogła objawić się w roku 1983.