Stara, dobra „Muzyka środka”

Przypominamy „Muzykę środka” Marcina Świetlickiego (a5), o której pisali m.in. Paweł Próchniak, Andrzej Franaszek i Jarosław Klejnocki. 

O tomie pisał Paweł Próchniak („Tygodnik Powszechny”): Świetlicki od lat opowiada o doznaniu rzeczywistego świata. Stara się pilnować prawdy życia – niepewnej, niejasnej. Chce bronić jej przed zjawą prawdy – zarozumiałą, pewną swoich racji i praw. Z tego poczucia elementarnej powinności poezji wyrasta „Muzyka środka”. W nim ma swoje źródło przejmująca, zimna czułość, z jaką poeta patrzy na nieostre kontury rzeczy, wsłuchuje się w odgłosy dobiegające z wewnątrz istnienia, zza okna uchylonego w ciemność.

Andrzej Franaszek („Gazeta Wyborcza”):  Trudno nie zauważyć, iż „Muzyka…” jest tomem rozrachunkowym, że żegnamy się w nim z wieloma cechami dawnej poezji autora „Zimnych krajów”. Nie ma tu już charakterystycznej mieszaniny zadziorności, buńczuczności, zgrywy, błaznującego buntu. Gest sprzeciwu traci swoją siłę. W jednym z kilku zapisów określonych tytułem Jedna linijka przeciwko czytamy: \”I tak już można w nieskończoność, bardzo dziękuję.\” Ten, który kiedyś triumfalnie zaprzeczał, dziś nie ma już na to siły. Spod maski wygląda zmęczona, smutna twarz.

Jarosłąw Klejnocki (Polityka): Jest to książka w znacznej mierze autotematyczna, ale nie autobiograficzna („Te autobiografizmy/się wreszcie już skończyły, /a na nowe to jeszcze/wcale nie zarobiłem” – „Ja latam”). Świetlicki dość jawnie objaśnia jedną ze swych fundamentalnych strategii, którą stosował konsekwentnie od początku twórczości. Chodzi o to, co, zapożyczając się u niego samego, nazwałbym poetycką „nieprzysiadalnością”. Pisarstwo Świetlickiego żywi się negatywnością i stąd owa szorstkość wierszy, które cierpienia, bólu, samotności egzystencjalnej, krachu uczuć nie chcą oswajać ani łagodzić. Reakcją jest tu gniew, heroiczna – choć niewypowiedziana wprost – niezgoda na świat kogoś, kto pocieszanie przez literaturę uważa za łatwiznę. „Nie ma/pogody, jest/w gardle pięść. Są/zimne poty” – powiada w tytułowym wierszu, a wyznanie to można uznać za rodzaj poetyckiego credo.