Poezja z Warstw

Poetycki początek roku w wydawnictwie Warstwy, które proponuje „minimum” Urszuli Zajączkowskiej i „Taniec i akwizycję” Przemysława Witkowskiego

Urszula Zajączkowska: Minimum
Po entuzjastycznie przyjętym przez krytykę debiutanckim tomie „Atomy” (m.in. nominacja do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius”), Urszula Zajączkowska, na co dzień adiunkt w zakładzie Botaniki Leśnej SGGW w Warszawie, ponownie wymyka się ze świata nauki i na moment pozostawia go na rzecz poezji i nieskrępowanej zabawy literackiej.

Wiersze Zajączkowskiej cechuje bowiem precyzja charakterystyczna dla ludzi nauki. Tu każde słowo, każdy przecinek są na swoim miejscu, tworzą logiczną całość. Sama poetka o swojej twórczości pisze: „Świadomość, że z każdym oddechem pochłaniamy tlen, który jeszcze niedawno był w liściu, zwykle gmatwa mi jasne i jednoznaczne spojrzenia. Naukowcy bowiem stoją twardo na ziemi. Jeśli nie mogą czegoś zmierzyć, to mówią, że tego nie ma. Mierzę więc rośliny i kroję. Liczę komórki i badam ich wytrzymałość na zgniatanie. A świat roślin nie jest zimnym światem we własnym zimnym świecie, jak mówił Herbert, czy jak wg. Szymborskiej: nie jest też wcale milczący. Wręcz przeciwnie on bez przerwy, bardzo wyraźnie: wyraża się. Całym swoim ciałem wyraża się. Poznanie języka roślin i translacja na język ludzi przypomina odszyfrowywanie znaków pradawnych symboli pisma. Ale mi ciągle brak ludzkich słów”.
Na uwagę zasługuje także strona graficzna tomu. Teksty, które znalazły się w „minimum”, przeplatane są ręcznie wykonanymi XIX-wiecznymi rycinami obrazującymi zjawiska biologiczne. Grafiki wzięte z prac naukowych, inaczej niż wymaga tego naukowa metodologia, nie są jednak wzbogacone o tradycyjne opisy.  Zamiast tych każdej ilustracji towarzyszą kilkuzdaniowe miniatury literackie autorstwa Zajączkowskiej. Opisy sprawiają, że w grafikach czysto użytkowych, nagle dostrzegamy przede wszystkim walory artystyczne.  Oto jak autorka opisała rycinę przedstawiającą pospolite, na pozór, glony: „Tak, fizyka rządzi światem, a jej językiem jest wyłącznie matematyka. Tak, profesorze Rutherford: cała nauka dzieli się na fizykę i zbieranie znaczków. Tak, zgadzamy się z tym, tak jak niepodobna nie godzić się z rewolucją przemysłową. Ale my, ci od zieleni, albo czerwieni, jednak jakoś, od czasu do czasu, napełniamy usta powietrzem i mówimy pfff. Jak ta wydętka ziarnista, surrealistyczny glon jednokomórkowy, ona z nami, na takie wszystko mówi pfff”.

Przemysław Witkowski: Taniec i akwizycja

Przemysław Witkowski, pochodzący z Wrocławia poeta i publicysta, po blisko siedmiu latach powraca z kolejną, trzecią już książką poetycką. Taniec i akwizycja to zbiór blisko pięćdziesięciu wierszy, które, przy jednoczesnym rozstrzale tematycznym, cechuje spójność stylistyczna, oryginalność widzenia świata i, tak charakterystyczne dla twórczości Witkowskiego, poetyckość języka oraz niestandardowe podejście do liryki.
Autor w swojej książce nie stroni od tematów społecznych, można nawet rzecz, pisze wiersze zaangażowane. Poezja w rękach Witkowskiego staje się narzędziem, małą, ale jednak szpilką wbijaną w nabrzmiały balon zadowolonego z siebie współczesnego świata. Poeta wytyka nam konsumpcjonizm, pochyla się nad niedolą pokolenia współczesnych 20- i 30-latków („Widziałem najlepsze umysły mojego pokolenia/ jak sprzedają ciuchy w hamie, układają towary na półkach,/ nalewają drinki, zarabiają pieniądze”), drży nad losem mordowanych przez myśliwych zwierząt. Ale nie wszystkie wiersze zawarte w Tańcu i akwizycji mają tak czytelny przekaz. Natrafimy tu także na utwory nieoczywiste, przy pierwszym kontakcie wprawiające nas nawet w konfuzję. Ich nakładające się na siebie sensy, czytelne stają się dopiero po dłuższym obcowaniu z tekstem.

minimum
Urszula Zajączkowska

Po entuzjastycznie przyjętym przez krytykę debiutanckim tomie „Atomy” (m.in. nominacja do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius”), Urszula Zajączkowska, na co dzień adiunkt w zakładzie Botaniki Leśnej SGGW w Warszawie, ponownie wymyka się ze świata nauki i na moment pozostawia go na rzecz poezji i nieskrępowanej zabawy literackiej.

Wiersze Zajączkowskiej cechuje bowiem precyzja charakterystyczna dla ludzi nauki. Tu każde słowo, każdy przecinek są na swoim miejscu, tworzą logiczną całość. Sama poetka o swojej twórczości pisze: „Świadomość, że z każdym oddechem pochłaniamy tlen, który jeszcze niedawno był w liściu, zwykle gmatwa mi jasne i jednoznaczne spojrzenia. Naukowcy bowiem stoją twardo na ziemi. Jeśli nie mogą czegoś zmierzyć, to mówią, że tego nie ma. Mierzę więc rośliny i kroję. Liczę komórki i badam ich wytrzymałość na zgniatanie. A świat roślin nie jest zimnym światem we własnym zimnym świecie, jak mówił Herbert, czy jak wg. Szymborskiej: nie jest też wcale milczący. Wręcz przeciwnie on bez przerwy, bardzo wyraźnie: wyraża się. Całym swoim ciałem wyraża się. Poznanie języka roślin i translacja na język ludzi przypomina odszyfrowywanie znaków pradawnych symboli pisma. Ale mi ciągle brak ludzkich słów”.
Na uwagę zasługuje także strona graficzna tomu. Teksty, które znalazły się w „minimum”, przeplatane są ręcznie wykonanymi XIX-wiecznymi rycinami obrazującymi zjawiska biologiczne. Grafiki wzięte z prac naukowych, inaczej niż wymaga tego naukowa metodologia, nie są jednak wzbogacone o tradycyjne opisy.  Zamiast tych każdej ilustracji towarzyszą kilkuzdaniowe miniatury literackie autorstwa Zajączkowskiej. Opisy sprawiają, że w grafikach czysto użytkowych, nagle dostrzegamy przede wszystkim walory artystyczne.  Oto jak autorka opisała rycinę przedstawiającą pospolite, na pozór, glony: „Tak, fizyka rządzi światem, a jej językiem jest wyłącznie matematyka. Tak, profesorze Rutherford: cała nauka dzieli się na fizykę i zbieranie znaczków. Tak, zgadzamy się z tym, tak jak niepodobna nie godzić się z rewolucją przemysłową. Ale my, ci od zieleni, albo czerwieni, jednak jakoś, od czasu do czasu, napełniamy usta powietrzem i mówimy pfff. Jak ta wydętka ziarnista, surrealistyczny glon jednokomórkowy, ona z nami, na takie wszystko mówi pfff”.

Taniec i akwizycja
Przemysław Witkowski
Przemysław Witkowski, pochodzący z Wrocławia poeta i publicysta, po blisko siedmiu latach powraca z kolejną, trzecią już książką poetycką. Taniec i akwizycja to zbiór blisko pięćdziesięciu wierszy, które, przy jednoczesnym rozstrzale tematycznym, cechuje spójność stylistyczna, oryginalność widzenia świata i, tak charakterystyczne dla twórczości Witkowskiego, poetyckość języka oraz niestandardowe podejście do liryki.
Autor w swojej książce nie stroni od tematów społecznych, można nawet rzecz, pisze wiersze zaangażowane. Poezja w rękach Witkowskiego staje się narzędziem, małą, ale jednak szpilką wbijaną w nabrzmiały balon zadowolonego z siebie współczesnego świata. Poeta wytyka nam konsumpcjonizm, pochyla się nad niedolą pokolenia współczesnych 20- i 30-latków („Widziałem najlepsze umysły mojego pokolenia/ jak sprzedają ciuchy w hamie, układają towary na półkach,/ nalewają drinki, zarabiają pieniądze”), drży nad losem mordowanych przez myśliwych zwierząt. Ale nie wszystkie wiersze zawarte w Tańcu i akwizycji mają tak czytelny przekaz. Natrafimy tu także na utwory nieoczywiste, przy pierwszym kontakcie wprawiające nas nawet w konfuzję. Ich nakładające się na siebie sensy, czytelne stają się dopiero po dłuższym obcowaniu z tekstem