Szumy, zlepy, ciągi

Przypominamy Szumy, zlepy, ciągi – Mirona Białoszewskiego wydane przez PIW w ramach nowej poprawionej i odcenzurowanej edycji Utworów zebranych.

Kolejnym tomem, którym Białoszewski zrobił krok ku odkonwencjonalizowaniu prozy, wprowadzając do niej czysty zapis, gdzie zaciera się granica między życiem a twórczością, są Szumy, zlepy, ciągi.
Materiały odnalezione i zgromadzone w znajdującym się w Holandii archiwum po Leszku Solińskim, a także rękopisy z Muzeum Literatury oraz rękopisy będące w posiadaniu Tadeusza Sobolewskiego pozwoliły ustalić najbliższą zamysłowi autorskiemu wersję tekstu, a także oczyścić go z ingerencji zewnętrznych. Innym słowy przywrócić kształt sprzed działań cenzuralnych. Dzięki odnalezionym maszynopisom redakcyjnym można było dokładnie prześledzić historię zmian dokonywanych w tekstach.
Znalazły się także wariantowe wersje niektórych fragmentów, które wraz z utworami usuniętymi przez cenzurę, jak Obóz ZMP czy Stalin umarł, zamierzamy włączyć do tomu niepublikowanych próz Białoszewskiego.

Po krzyku, po tomiku

— to tomik? — mówi Krysia M.,
moja redaktor — to wielkie książczydło!

16 sierpnia 1973. W południowe słońce. Wyleciałem z domu. Bo późno. Na korektę do PIW-u. Jak jechać? Tak­sówką?
Nie ma.
Lecę do Marszałkowskiej. Przez wykopki na Rysiej. Teik. Ale czego tak unika, ucieka? Pewnie nie on. Chód podobny, prędki. Włosy też, ale czy ma ich jeszcze tyle? I taki kolor ubrania? A bo to on? A może dlatego unika? I że się nie do- pukał?
O… Olgierd. Naprzeciwko. Ale nie z Gosią. Zbliża się. Okulary. A niepewność.
Jak to nie Olgierd, to tamto nie Teik.
Nie Olgierd.
Patrzę na plakaty. Migiem. Wyzwolenie. Tyle gęby, jednej, drugiej. Tuszy. Fizjonomii. Zawsze mnie to raziło. I te po­ubierania się. Nasz własny teatr też potrafił mnie razić.
Wylazłem od siebie, z mieszkania zagraconego obrazami, kawałkami rzeźb, papierami. Tak. Sztuka to kupa flaków, gra­tów. A do tego pretensji…
Do PIW-u jedzie się — po tylu latach odkrycie — Mar­szałkowską, Alejami, do rogu Nowego Światu. Przesiadka w podziemiu. Włażę w ten młyn. Zawsze mi służy.
O, Bolesław Śmiały…
Przystanął pod ścianą. Oczy niebieskie, włosy piastow­skie, nos zadarty, i to nastroszenie, i to wejrzenie, i zaskok, i Matejko. Humor. Już mam. Wpadam w tramwaj. Zapisuję. Wysiadka, wysepka, zapisuję. Na Foksal też. Który to autor robi przed wydawnictwem? A ja jeszcze piszę na schodach.