Incipit Jochera


W Instytucie Mikołowskim ukazuje się książką Waldemara Jochera Incipit.

Maciej Melecki o poezji Jochera: Najnowszy tom wierszy Waldemara Jochera Incipit składa się z trzydziestu ponumerowanych wierszy, opatrzonych tytułami. Dzięki takiemu zapisowi, od strony wizualnej, układ tej książki można potraktować jako krypto-poemat, oparty na wynikowym, spójnym ciągu, jaki tworzą poszczególne wiersze, a także, gęsto rozsiane w nich, semantyczne cząstki, nierzadko odnoszące się do wcześniejszych ewokacji lub generujące kolejne tematyki.
W przypadku tego autora – tak odrębnego i wielce charakterystycznego – trudno jest liczyć na bezpośredni, niczym nieutrudniony odbiór treści, którą można by było dobyć na tyle pochwytnie, ażeby stanowiła stabilny i czytelny wymiar od autorskich intencji. Jak w poprzednich tomach, i w tym mamy do czynienia z całkowitym zaburzeniem wszelkich klasycznych miar poetyckich: językowych, formalnych i graficznych. Sprzęganie w polu wiersza silnie spiętrzonego metaforycznie języka z intencyjnym naruszaniem tradycyjnej syntagmy, a także posiłkowaniem się niekiedy zapisem graficznym, wziętym rodem z poezji konkretnej, wywołuje – w czytelniczym odbiorze – nieustanne wrażenie labilnego przemieszczania się głosów i wielości wywoływanych, wielokierunkowych znaczeń. Zabiegi takie, wzmacniane odkrywczością i zdumiewającą świeżością rozwibrowanego języka, tworzą spektrum wzajemnego nacierania się enigmatycznych zrębów i zbitek słów, formujących, w efekcie, rodzaj poszarpanych konturów samej wypowiedzi. Taka dystynktywność z pewnością odpowiada za wytwarzanie stałego chaosu, koniecznego do wyłuskiwania raz po raz – z rozbijanych warstw i skłębień wypowiedzi – skrywanych motywów i dominujących tematyk, z którego, już po wnikliwszym wejrzeniu, wyłania się mniej więcej domyślny porządek, sygnalizowany chociażby samymi tytułami. To właśnie one, sugerując możliwy ruch odczytań, mogą uchodzić za przejaw, chybotliwych co prawda, wskazań: I. stan przejściowy (narodziny; oscylacje krwi) VI spermogeneza, VII zapłodnienie czy XXVII porodnie. Jednocześnie trzymanie się owych sugestii nader kurczowo, może doprowadzić do spłycenia odczytu samego wiersza, w którym, bynajmniej, nie chodzi o konkretne rozwijanie i wyjawianie semantycznych impulsów słanych z iglicy tytułu, a jedynie o pretekstowe ich wykorzystanie – potraktowane zarazem jako punkt wyjścia – potrzebne do uruchomienia szeregu asocjacyjnych kodów tekstowych, kreujących , chociażby, wizerunki rozpadu lub śmierci w akcie poczęcia czy samych narodzin. Stąd, w wierszach tych można odnaleźć wiele pogłosów – niewątpliwie inspirujących Jochera – kanonicznych fraz, stanowiących fundamenty dwudziestowiecznych rozpoznań śmierciogennych wymiarów inicjujących życie (np. Łonogrób, S. Becketta czy W moim początku jest mój kres, T. S Eliota) lub natknąć się na powidoki niektórych fraz R. Wojaczka, sytuujących się w efekcie, jako wyraźne podglebie dla literackiej proweniencji: zawiązki wewnątrz opadania, twarzy/ przekrój jak dwa wiry – już bez wahań/ odpowiadam: tworzą się fałdy śmierci (…). Polifoniczne rozstrajanie sekwencyjnego ujmowania rozpadu czy zaniku zagnieżdżonego – paradoksalnie – w tworzące się życie, wyłamywanie stawów zdania dzięki nagłemu zrywaniu toku narracji, a także prędkie uruchamianie wizji za pomocą gwałtownych, przeciwstawnych zestawień, potęguje nieuchronną zgrozę rodzącego się życia, natychmiast zawłaszczanego przez cienisty kikut śmierci, gdyż: (…) rdza oszrania/ oko wszelkiego widzenia. zawsze dalej – wiec okopać się trzeba. choćby śliną w ciało r(o)dzenia.
Niewątpliwie Incipit Waldemara Jochera należy potraktować jak szczególnie rzadki przypadek współczesnego memento, transponowanego na partytury rozchwianych, szatkowanych i rozdwajanych głosów, albowiem w tej skomasowanej, stłoczonej i wielowarstwowej masie podzwonnych ujęć, odbywa się nieustanny proces drenowania rozlicznymi wychynięciami w śmiercionośny przestwór, dzięki czemu jesteśmy nie tylko świadkami, ale i też uczestnikami poetyckich transfiguracji coraz bardziej zbliżającego się końca świata – czyli pojedynczego życia.