Bez kalki

Julia Fiedorczuk w swoich Psalmach (Fundacja na rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza)  dokonała rzeczy oczywistej w dzisiejszych czasach: głosem człowieka upomniała się (w sposób mało podniosły ale konkretny) o życie tych, na których nie zwracamy uwagi a dzięki którym żyjemy. Piotr Kępiński pisze o tomiku wyróżnionym nominacją na najlepszą książkę roku w tegorocznym konkursie Silesiusa. 

Kryzys języka czy kryzys świadomości? Wydaje się, że mamy obecnie do czynienia i z jednym i z drugim. I Julia Fiedorczuk doskonale ten stan rozpoznaje. Jej Psalmy (choć w zasadzie anty-psalmy) są apologią i upomnieniem, są wołaniem i odwołaniem, są wreszcie doskonałą definicją życia tu i teraz.

Fiedorczuk niezwykle spokojnym, pełnym empatii głosem porusza tematy, które dzisiaj wirują niespokojnie w przestrzeni społecznej. Nie wchodzi jednak w zagadnienia i polemiki doraźne. Jej głos jest absolutnie uniwersalny. Jeżeli domaga się o wykluczonych, jeżeli pisze o zwierzętach ale także o krajobrazach czyni to sposób nienachalny. Czytamy jej Psalmy i czujemy, że zaczynamy głębiej rozumieć świat. Głębiej i inaczej. Niewykluczone, że dzieje się tak dlatego, że Fiedorczuk świetnie operując językiem i metaforą opowiada o zapomnianych (abo o zapoznanych) krajobrazach posługując się własnym życiem. Być może udaje się jej przekonać czytelnika do swojej frazy, dzięki jej niewątpliwej maestrii.

Świetnie wyczuł tę poezję Jacek Gutorow, który napisał:  „Począwszy od debiutanckiego zbioru Listopad nad Narwią, poetka z powodzeniem rozwija model wiersza łączącego intymność własnego doświadczenia rzeczywistości z formalną problematyzacją wszystkich egzystencjalnych oczywistości. Psalmy są tego doskonałym przykładem.”

Psalmy są – jak napisałem na początku – czymś czego można się dzisiaj w poezji spodziewać. W końcu nie tylko Fiedorczuk upomina się o zapomnianych, ale nie każdy autor ma do dyspozycji taki dystans, rozpacz, ironię i powagę ubraną we frazy absolutnie niespotykane.

Wyczuwa się w Psalmach świetny rytm, jest tutaj wreszcie coś co można nazwać piękną bezpretensjonalnością. To poezja wyzwolona z okowów przeróżnych kalek, zaskakująca świeżością skojarzeń i odniesień. Rzecz pełna. 

Julia Fiedorczuk, poetka, tłumaczka. Debiutowała w roku 2000 tomem poetyckim „Listopad nad Narwią”, za który otrzymała nagrodę Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. Autorka kilku zbiorów wierszy: „Bio” (2004), „Planeta rzeczy zagubionych” (2006), „Tlen” (2009) i „tuż-tuż” (2012), a także zbioru opowiadań „Poranek Marii” (2010) oraz powieści „Biała Ofelia” (2012). Laureatka wielu nagród, w tym austriackiej nagrody Huberta Burdy (2005). Adiunkt w Instytucie Anglistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Jej utwory zostały przełożone na 17 języków, w tym walijski, japoński i islandzki. Mieszka w Warszawie.