Ukazała się książka Krzysztofa Siwczyka, świetnego poety, nominowanego do nagrody Silesiusa (2010) za „Koncentrat”. Tym razem jednak otrzymujemy zbiór esejów o którym pisze Piotr Kępiński
Krzysztofa Siwczyka interesują korzenie i drzewa – czyli wszystko. Nie ma spraw nieważnych – zdaje się pisać. Ale to co widać to zdecydowanie za mało, żeby widzieć i wiedzieć. Dlatego z lekkim dystansem i ironią przygląda się ten poeta i eseista nie tylko literaturze ale także krajobrazom wewnętrznym i zewnętrznym, telewizji, filmowi i filozofii. Interesują go ludzie i miejsca, śmierć i życie. Polityka współczesna bywa czasami punktem wyjścia do rozważań, na przykład, o pisarstwie Raymonda Roussela. Ironia miesza się tutaj z autoironią. Powaga? Nie, nadmierna powaga nie przystoi tej książce. A jeżeli jest, to starannie ukryta. Uwaga, może? Już bardziej. Bo Siwczyk faktycznie, jest uważnym czytelnikiem świata. Takim, który nie szuka dobrego bon motu, dzięki któremu będzie mógł coś opisać. U niego wszystko dzieje się mimochodem. Tak jakby. Co oczywiście, jak wytrawny czytelnik znakomicie wie, nie może być prawdą. Dobre puenty i metafory nie rodzą się przecież same z siebie. Najpierw bowiem jest myśl a dopiero potem koda.
To chyba, zresztą, nadrzędna cecha tej książki, na którą składają się nie tylko felietony (ogłaszane przez Siwczyka głównie w „Polityce”), ale także eseje (publikowane w „Dodatku Literackim”, „Projektorze Kulturalnym” i „Tygodniku Powszechnym”) i wywiady (m.in. z Andrzejem Sosnowskim, Jerzym Jarniewiczem, Marcinem Świetlickim i Piotrem Sommerem).
I chociaż na każdym kroku widać tu osobne fascynacje i preferencje, które wpływają również na poezję Siwczyka, nie sposób wskazać w jakim kierunku dryfuje ta eseistyka i felietonistyka bo potrafi ten autor poruszać się jednocześnie w wielu kierunkach wykazując przy tym cyrkową wręcz zręczność nie tylko w pisaniu ale też i w myśleniu, co w dzisiejszym świecie literackim nie jest wcale oczywistością. Siwczyk w jednym eseju potrafi głęboko wbić szpilę w medialny świat pop-kultury, po to by w następnym celnie zdefiniować prozę Ferdynanda Celine’a. Niewątpliwie, ten poeta potrafi chodzić po linie rozwieszonej nad Wielkim Kanionem Kolorado, rozglądając się na boki, by przez przypadek nie przeoczyć jakieś ciekawego cienia czy kropli. Znakomicie łączy świat literatury ze światem wypranym ze znaczeń. Paradoksy, które czasami zyskuje warte są wielokrotnej lektury.
Taki właśnie jest tom najnowszych jego esejów, felietonów i wywiadów. „Kinkiety w piekle” to fantastyczny tygiel w którym kłębią się myśli czarne i szare. Nie polecam tej książki szukającym konsolacji i oddechu. Siwczyk, chociaż ze światem absolutnie nie walczy, za bardzo się też nie wadzi z rzeczywistością, w swoich esejach i felietonach przygląda się tym elementom świata, które pogrążone są w otchłani lub tej otchłani dopiero szukają, a czasami już gniją. A zachwyt jeżeli już się pojawia – jest zachwytem nad słowem i peryferiami.
Krzysztof Siwczyk, Kinkiety w piekle. Instytut Mikołowski, 2012.