Kolaże Wisławy Szymborskiej, polskiej noblistki pierwszy raz można było zobaczyć w Budapeszcie. Wystawa odbyła się w ramach XXI. Międzynarodowych Targów Książki w Budapeszcie.
Leonard Neuger tak definiował „małe dzieła” poetki: Niewiele było trzeba: prostokąta matowego kartonika – mógł być błękitnawy albo kremowy, porządnego kleju do papieru, nożyczek, materiałów do wycinania, no i Wisławy Szymborskiej. Z wymienionych powyżej, w PRL-u – a wtedy Szymborska swoja twórczość wyklejankową rozpoczęła – elementem pewnym była tylko Szymborska.
Kartoników nie było i, kto mógł, przywoził jej te kartoniki z zagranicy. Klej na ogół nie kleił, więc – domyślam się – musiała kleić jakimś sposobem, a i to – bywało – że wyklejanka się częściowo potem odklejała. Tępotę nożyczek też umiała przezwyciężać: nie widać na tych wyklejankach śladów mocowania się z narzędziem, ani z własnym ciałem. Materiały do wycinania znajdowała sama: z tytułów gazet, magazynów, reprodukcji zdjęć, starych pocztówek. Ale ona te materiały unieważniała. Nadal nosiły cechy własne, pierwotne, dawały się rozpoznać, ale – wycięte z kontekstu – zaczynały pod jej ręką budować nowe światy: nieco surrealistyczne, kipiące humorem i ciepłem, i poczuciem wolności. Także dlatego, że zostały przekornie uwolnione od swego miejsca pochodzenia, wpisane w świat Szymborskiej, i już nie były przywiązane mocno i beznadziejnie do gazety, magazynu, zdjęcia, pocztówki, już były wyjęte z dotychczasowej konieczności. (Instytut Polski, Budapeszt)