Krzysztof Koehler – poeta ongiś związany z „brulionem”, postanowił pójść pod prąd i w odróżnieniu od ogółu środowiska artystycznego nie bronić głośnego w ostatnich dniach spektaklu „Golgota Picnic”.
Dzisiaj na stronach „Rzeczpospolitej” pojawił się długi artykuł Koehlera w formie listu skierowanego do „Obywateli kultury”, proponujących mu podpisanie jednej z petycji protestujących przeciwko niewystawieniu spektaklu podczas Festiwalu „Malta”. . Tekst jest wart uwagi z tego względu, że jego ton różni się zdecydowanie od pełnych epitetów, szyderstw i agresji artykułów popełnieanych po obu stronach barykady. Jego celem nie jest atakowanie i potępienie tych, którzy kontrowersyjnego spektaklu bronią lecz chęć spokojnego wytłumaczenia oponentom swojej – człowieka głęboko wierzącego- postawy i – najpewniej beznadziejna – próba nawiązania z nimi dialogu. Koehler pisze min.:
Nie wiem ilu, ale pewnie sporo, może i większość z Was, którzy ów list podpisali, w chwili jego podpisywania – podobnie zresztą jak wasi adwersarze – „Golgoty Picnic” nie widziało.
Zapewne po obejrzeniu spektaklu nie macie już szans, aby swój podpis wycofać. Ale się zastanówcie, szczerze zajrzyjcie w swoje wnętrza, nie zasłaniajcie się wyższą koniecznością, względami towarzyskimi itp. (…)
Bronicie wolności ekspresji artystycznej, ale przecież – widząc Wasze nazwiska na liście – nie wierzę, iż owej ekspresji nie stawiacie jednak pewnych barier, granic, ograniczeń. Wolność, doskonale o tym wiecie, realizuje się zawsze (tak w życiu społecznym, jak i w sztuce) wobec pewnych naturalnych granic. Pewnych rzeczy nie wolno robić po prostu nigdy. Sądzę, że nie podajecie tego w wątpliwość. Jesteście wszak artystami i menedżerami – Obywatelami Kultury. Delikatność, szacunek, otwarte, nie doktrynerskie podejście do działania artystycznego, to przecież Wasz (i mój też!) sposób rozumienia sztuki.
Fot. Archiwum prywatne Krzysztofa Koehlera