Piotr Kępiński o nowym poemacie Krzysztofa Siwczyka „Dokąd bądź” (a5)
Jeżeli ktoś myślał, że Krzysztofa Siwczyka da się zamknąć w określone ramy, że można powiesić go na ścianie i przypatrywać mu się z daleka jak rzadkiemu okazowi, to teraz jest w kropce. Jeżeli ktoś myślał, że Siwczyk ustawił swój głos raz na zawsze, to jest w kropce jeszcze większej.
Jego poemat, wydany właśnie w oficynie a5, ucieka od idiomu znanego chociażby ze „Zdań z treścią” czy „Danych dni” a jednocześnie wykorzystuje go paradoksalnie ponad miarę, doprowadzając momentami do przesytu i przejaskrawienia. Ten wielki wiersz, który „trwa” aż osiemdziesiąt stron (i nie nudzi a wciąga jak najlepsze opowiadanie) definiuje na nowo świat autora „Dzikich dzieci” choć równocześnie nie przekreśla przeszłości – zarówno tej literackiej, biograficznej jak i metaforycznej.
Ta autoironiczna, brutalna i delikatna opowieść jest w istocie mistrzowskim poetyckim bildungsromanem, napisanym po latach. „Dokąd bądź”, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości, to rzecz przełomowa. I chyba nie tylko dla samego Siwczyka i jego twórczości. Odnoszę wrażenie, że może to dotyczyć pewnego „segmentu” współczesnej poezji polskiej. Przewartościowanie? Nie wiem. Bałbym się nadużyć. Niemniej jednak mamy w tym poemacie do czynienia z próbą sumowania, porządkowania, wartościowania i patrzenia na nowo nie tylko na poezję a także na życie realne i życie w słowach. Oto poeta, który napisał już całkiem sporo książek (nie tylko poetyckich) bierze do ręki siebie i siebie zaczyna przeglądać. Poeta, który dostał już sporo nagród całkiem poważnych, zaczyna dostrzegać inne światy i inne porządki, które do tej pory znajdowały się na marginesie jego zainteresowań.
O co chodzi? W gruncie rzeczy o perspektywę, ludzi i cele. W „Dokąd bądź” przeczytamy o miazmatach, o pogoni za niczym, o ślepych zaułkach, detektorach humanistów, nowych poetach i w końcu natkniemy się motywy autobiograficzne, które zręcznie pseudonimowane, nie nachalne ani nazbyt liryczne tworzą sens tej opowieści, która rozkwita niczym u Peipera ale dotyka także Zadury. Rozkwita i nigdy się nie kończy. Siwczyk wyraźnie chciał w swojej najnowszej książce zaakcentować, że ma już dosyć „przesypywania” słów („Kiedy młynek proch miele, kawa jest taka zgrana…”). Pisze że dotknął już wszystkiego, a może i wszystko dotknęło i jego a teraz nadszedł czas na inne spojrzenie, na inną melodię. Słychać w tym wierszu co go drażni:
„…słyszałem
całkiem dużo o nowościach, mianowicie nowa literatura przyszła,
sporo w niej dorzecznego idiomu, jest temat i opracowanie, mocny autor,
indywidualny jak telewizja śniadaniowa…”
To przykład jeden z wielu, bo „Dokąd bądź” to poemat cały jak życie. Buzują tu emocje, słychać tutaj dystans, czułość i gorycz:
„nie pasowałem do dworu, zbierałem tylko resztki z dworu, łajza
ale autentyk, powoli nie było mnie dla nikogo, stawałem się
przez to wyjątkowo rozmowny, nawet bez lustra, widziałem siebie
jako pogrobowca bez adresu, obłok pary schodzący po odbiciu w dół…”
Długą drogę przeszedł autor „Dzikich dzieci” – świetnego tomiku, który „Czas Kultury” w latach dziewięćdziesiątych wyróżnił go swoją nagrodą – od świeżych, dynamicznych i niewymuszonych sekwencji do dojrzałości godnej mistrzów, do opowieści która zapada w pamięć i staje się w głowie treścią gotową do interpretacji nieoczywistej. Na tym polega niewątpliwie piękno „Dokąd bądź”. Bo Siwczyk zbyt dobrym poeta jest by dawać gotowe wzory i odpowiedzi.
Jest wreszcie w tym poemacie fragment, który przejmuje szczególnie. To zapowiedź nowego życia. Tak jakby zapowiedź nowego etapu w twórczości. Połączenie rzeczywistości z poezją. Budzącego się nowego świata i nowych słów. Co z tego wyniknie? A może już wynikło? Kto to wie?
I niech ta niepewność będzie puentą.