Grzegorz Kwiatkowski, poeta, lider zespołu Trupa Trupa w „Malemanie” o poezji i muzyce (w rozmowie z Krzysztofem Miękusem)
Z czego czerpiesz inspiracje?
Odpowiem banalnie, ale szczerze – z wszystkiego, co podsłucham, przeczytam i obejrzę. Pomaga mi w tym stara nokia bez połączenia z siecią. Ciągle coś na niej notuję, ale ponieważ ciężko się pisze na takiej małej, gumowej klawiaturze, to z czystego lenistwa kondensuję wszystko do paru słów. Potem się okazuje, że z tych kilku słów powstaje gotowy wiersz. Kondensacja sprzyja tworzeniu obrazów.
Dużo masz takich notatek?
Na tej komórce mieści się maksymalnie 140 SMS-ów, więc raz w tygodniu muszę zrzucać je na dysk komputera, do jednego pliku tekstowego. On liczy sobie teraz ponad półtora tysiąca stron. I mam taki zwyczaj, że bezustannie skanuję te notatki. W górę i w dół. Zdarza się, że jakiś obraz albo zwykłe słowo – „wiadro” np. – uruchamia mnie psychicznie na tyle mocno, że powstaje z tego wiersz.
Piosenki powstają tak samo?
To trochę co innego, bo piosenka to tekst połączony z muzyką, a takie teksty rządzą się inną logiką. Muszą przede wszystkim dobrze brzmieć. Sens oczywiście ma znaczenie, ale – jak w przypadku piosenki „I Hate” – ten sens powstaje w zestawieniu z muzyką. Śpiewam tam wprawdzie o gwałcie i morderstwie, ale robię to trochę w duchu kabaretu berlińskiego Bertolta Brechta i Kurta Weilla. To jest niesmaczna burleska, tym bardziej że wpada w ucho i da się podśpiewywać i wygwizdywać pod nosem. W ten sposób staje się podwójnie przewrotna, bo ci, którym wpada w ucho, sami zaczynają sobie z przyjemnością nucić „Wish you were raped / Wish you were dead”. Ale finalnie chodzi tutaj o podkreślenie tego, że zło jest złe. Że to jednak nadal zło. Mimo że daje się wygwizdywać.