Urodziny Rafała Wojaczka

6 grudnia minęła 69 rocznica urodzin Rafała Wojaczka, tragicznie zmarłego w roku 1971 znakomitego poety, który fascynuje kolejne pokolenia.

Rafał Wojaczek wydał za życia dwa tomy wierszy: „Sezon” w roku 1969 oraz „Inna Bajka” rok później. Pośmiertnie zostały wydane jeszcze dwa zbiory poezji – „Nieskończona krucjata” i „Którego nie było”. W tym roku nakładem Biura Literackiego ukazała się kolejna, uzupełniona o odnalezione niedawno przez Bogusława Kierca materiały, edycja jego Wierszy zebranych.

Przypominamy kilka z nich.

 

 

 

 

 

fot. Instytut Mikołowski

 

List do nie wiadomo kogo

Niejakiemu Wojaczkowi

Takich mając aliantów jak dobra krew, mózg
Obfite białko spermy, pot, łzy, wzrok i słuch

Ciesząc się sercem zdatnym do spazmu, płucami
Wydolnymi na tyle, byś mógł zdmuchnąć gwiazdki

Drobnych klęsk, co od czasu do czasu się w oczach
Zapalały – to jednak nie był jeszcze pożar

Mogąc zawsze posiadać jasne przedstawienie
Spraw i czynności jutra, mogąc pisać wiersze

Nie sercem je wyrzynać na głuchym pniu dnia
Czy tam na ciemnej ścianie nocy, mogąc w gwiazd

Sprzysiężenie się z tobą wierzyć mimo drobnych
Awarii w waszych jawnych paktach pokojowych

Mogąc mieć swoją gwiazdę i manierę własną
I przy pewnych dochodach mieć jeszcze dość czasu

Aby kochać miłością w dobrym tonie smutną
Ale pożywną, jakąś dziewczynę niegłupią

Studentkę filologii albo medycyny
Zamożną z domu, ładną, z gustem oraz czystą –

Ty mogłeś być poetą. Ale ciągle „nie”
Uparcie powtarzając dziś nie wiesz, kimś jest!

1969

 ***

Sól w nasze rany, cały wagon soli
By nie powiedział kto, że go nie boli

Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku
By nie powiedział kto, że widzi jasno

Głód w nasze trzewia, suche kromki głodu
By nie powiedział kto, że nie wie co głód

But w nasze krocza, kopniaków choć tysiąc
By nie powiedział kto, że spłodziłby co

Knut w nasze głowy, sto pałek umyślnych
By nie powiedział kto, że sobie myśli

Strach w nasze serca, tyle grozy gęstej
By nie powiedział kto, że nie zna lęku

I salwę w płuca czy też sznur na szyję
By nie powiedział kto, że jeszcze żyje

 

Piosenka o poecie

Ponieważ bity jest ciągle jak dziecko,
Poeta, sztuki nie znający wcale,
Pięść poematu zaciska i bije.

Bije kobietę, bowiem się podmywa,
Wyciska wągry oraz się maluje.
Bije swą żonę za to, że kobieta.

I za to samo bije swoją matkę.
I ojca bije za to, że z nią jest.
Władzę opluwa prędkimi stychami.

I tłucze szyby rymem i kopniakiem
Akcentu główkę embriona w macicy
Przetrąca tak, że matka syna pozna

Po idiotyzmie, z którym się urodzi.
Poeta także inne rzeczy robi,
Ale już wtedy przestaje nim być.
1968

 

Mówię, dziwię się

Śpiąc z kamieniem pod głową przez sen kruchy
Czuję ziarenko grochu uwiera pod językiem.
Ze starej Ziemi przemyciłem skrycie
Kamień węgielny pod nową kulturę.
I budzę się zaraz po nieskończonym polu
– słupy horyzontu stoją zawsze dalej –
Chodzę na czworakach szukam miejsca pod zasiew.
Pług i oracz, językiem żłobię bruzdę głodną
I kładę w nią ziarenko już nabrzmiałe chęcią
Rośnięcia w znakomitą kromkę przyszłej strawy.
Taki wątły że jeszcze prawie niewidzialny
Już ze wzruszonej gleby wynika mądry pręcik.
Mówię do niego lecz czemu po polsku
– chwilę się dziwię językowi głodu.

 

Wzgórze albo bohater narodowy

Polska to jest wielka rzecz
Jest wzgórze krwi kobiecej, pod którym schowa swą śmierć,
kilka wspomnień, dwie klęski – jak pies sobie chowa kości –
i, minąwszy opłotki,
stanie twarzą do Polski.

I zacznie z dłoni – chmury siać światło ciężkie jak pięść
pulsu w kamieniołomie pod skronią – a wielką stopą
– jakby tren panny młodej –
przydepce do Europy.

Więcej odpuszczające niż przecież łaskawa śmierć
we śnie – jego milczenie bezwiednie będzie niedzielą:
dla zabitych nadzieją
i dla żywych ucieczką.

A później mu się znudzi i wtedy uśmiechnie się
– uśmiech opadnie śniegiem.

1967

 

Na imieniny Rafała Wojaczka

24 X 1968

Ktoś,
Kto kocha
Nie jest tym, co
Umrze.
Więc choć skądinąd wie, że śmierć poufnie
Dowiadywała się nawet u księży
I przodowników policji,
Wierzy.

Ktoś,
Kto wierzy
Nie jest tym, co
Żebrze.
Więc choć go bolą wszystkie rany cięte
Siekierą światła aż do kości rdzenia,
Swoje powietrze łykając
Czeka.

Ktoś,
Kto czeka
Nie jest tym, co
Kupi.
Więc choć odmienia imię swej zasługi
Przez pory roku i księżyca kwadry,
Gorzka sól klęski siada na
Wargi.

 

Piosenka bohaterów V

To, co się w nas rozwidnia, że na wzgórzach nocy
świecimy, jawne wici, którym niebo jawnie
– zapalając pochodnie
gwiazd nowych – odpowiada,

jest zimą odpowiednią do tej, której śniegi
zaległy niemy wąwóz ciała tej kobiety
znajomej naszym ustom,
w których miały mieszkanie

mdły lęk jej pachwin, trwoga pach. – Jednak nieufność
w jej uchu, choć znajomym jej głosem, jej własnym,
lecz przemawiała zawsze
przeciwko nam. – I teraz

nawet przeciwko śmierci rozkazuje rosnąć
jej włosom: przebiśniegi.