12 stycznia nakładem Biura Literackiego ukaże się najnowszy tomik Joanny Mueller intima thule.
Tradycją do której odwołuje się poetka jest twórczość Mirona Białoszewskiego, Tymoteusza Karpowicza, Witolda Wirpszy, Krystyny Miłobędzkiej. Mueller jest też badaczką poezji min. Karpowicza i Chlebnikowa. Była współtwórczynią z Marią Cyranowicz, Marcinem Cecką, Michałem Kasprzakiem i Jarosławem Lipszycem opublikowanego w 2005 roku „Manifestu neolingwistycznego”. W rozmowie z Joanną Roszak dla Polityki w 2007 roku tak charakteryzowała swoją poezję:
Dla niektórych lingwizm jest absolutnie czymś innym niż liryzm (podobnie jak wydaje on się tym osobom kompletnie przeciwny życiu, uczuciu, wzruszeniu, przeżyciu itd.). Dla mnie natomiast właśnie projekt językowy, lingwistyczny – jest równoznaczny z projektem egzystencjalnym, życiowym, a także lirycznym. Śmieszą mnie trochę ci wszyscy krzykacze, którzy mówią, że poezja to samo życie i nie powinna się bawić językiem: bo przecież to brzmi absurdalnie, poezja jest językiem, bez słów jej nie ma, a przecież układanie słów to nie tylko trud, walka ze sobą, wysiłek wyobraźni, ale przede wszystkim zabawa – nie wyobrażam sobie bycia poetą bez umiejętności ucieszenia się, zabawienia się swoim pisaniem, bez tej dziecięcej radości, która przekształca się z radości układania klocków w dzieciństwie – w radość układania „klocuszków mowy” w późniejszym życiu.
Dla mnie najciekawsze są oczywiście te projekty językowo-egzystencjalne, które dla ich twórców-poetów okazały się bardzo radykalne, wymagające poświęceń, które wiązały się z niezrozumieniem ze strony odbiorców (Norwid, Karpowicz, Chlebnikow, Miłobędzka), a dzięki temu pozostawały absolutnie samotnicze i prywatne. Ale właśnie w tych skrajnie lingwistycznych dziełach – ileż jest utopijnego, pięknego, niepowtarzalnego liryzmu! Takiego liryzmu, który wypływa z samej wolności języka – bo według mnie lingwizowanie polega na tym, by uczynić język wolnym, by nie pętać go więzami rozumu, dydaktyzmu, moralizatorstwa etc. A kiedy język poetycki jest wolny – jest też liryczny. Dla mnie to naprawdę bardzo proste! Ale może to kwestia mojej konstrukcji psychicznej? Może (na pewno) inni patrzą na to zupełnie inaczej.
Wszystkie książki poetyckie Joanny Mueller to całościowe projekty, w których teksty organizowane są za pomocą pojedyńczej metafory albo słowa – klucza. intima thule to 35 wierszy „zamieszkujących” 7 mieszkań, nazwanych kolejno: skryptorium, interior, przedsionek, hilasterion, gineceum, dormitorium i krańcówka.
Przedstawiamy 3 wiersze z tego intrygującego i imponującego wyobraźnią językową tomu.
D O R M I T O R I U M
JAK JĄ KOCHASZ?
z Bełzy
jak córkę imbecylkę
o której nie wolno mówić
źle więc nie rozmawia się wcale
jak uczennicę tak czołobitną
że samą siebie – krwistą bitkę – serwuje sauté:
bez panierki, po wersalsku, po serwilsku
jak miesiączkującą mesjaszkę
z periodami powstań
z panieńską skórką pisaną bykowcem
i jak dziadówkę z rozposzczonym biczem
sfochowaną dziewoję dziejową
kiedy podnosi głos – tę broń białogłowską
jak brankę eklezjastyczną na wiecach potępienia
podtrutą truizmami, steraną tolerancją
tu i ówdzie uszczkniętą przez szczujki
jak wieloródkę która znowu zaszła
w mit i będzie chować po polach bękarty
(a ból tu mamy refundowany)
jak z natury osiadłą penelopkę-galopkę
wliczoną w program lojalnościowy
kiedy stroi się w przymieralni
w naręcza ubrań pawio upierzonych
które za tydzień powiesi na strychu
gdzie chodzi co dzień rozmyślać o pętli
tak ją kocham, i wierzę, i szczerze
I N T E R I O R
DĄSY, MUSY, WINY
nakrył mnie na śmiertelnym i zastygł
obrażony (gdyby nie powtórzenie
rzekłabym że śmiertelnie)
ja mu w żywe oczy frontem jak na dłoni
a on się ode mnie moralnym kręgosłupem (gdyby nie
po raz pierwszy wiedziałabym co robić)
milczenie między nami = gruzeł między
tkankami nacieka ciastowato twardo
rakowacieje (i co że patologię pociągniesz patyną?)
czarne pijary grasują pod skórą
mota nas otrulina small-talkowych toksyn
(recepta: preparat z rutyną nie zda się tu na nic)
gdy on (nadęty w puenty) ujmuje nieugiętą
i ciętą trzcinką logiki zaczyna
dzieci ćwiczyć (kwil chwilo i kwituj z przekąsem)
gram dzielnie skarconą dziewczynkę (usta na guzik
prawdę) kłótnią skróconą o głos (ot, maznę
maskę mimikrą i ujdę z głazu płazem)
P R Z E D S I O N E K
OBLATKA
oliwce etymios
kiedy się dowiadujesz
opada powłoka
stajesz nieosłonięta
ty która odtąd
będziesz przyoblekać
futerał nie na funeral
future perfect continuous
carte blanche
bez zwłoki zwlekasz
więzi powikłane
żeby cię nie minęło
po życie wołanie
o dwie bijące
o siebie pokrywy
o krew niekrzepliwą
o kreskę
blask
łask
Joanna Mueller (1979) Poetka, redaktorka, krytyk literacki. Absolwentka filologii polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Zadebiutowała w 2003 roku tomem Somnambóle fantomowe, cztery lata później wydała Zagniazdowniki, za które była nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia, Wylinki (2010), Stratygrafie(2010), Powlekać rosnące (apokryfy prenatalne) (2013). Mieszka w Warszawie.