W tym roku mija 70 rocznica śmierci Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej, jednej z najwybitniejszych i lubianych polskich poetek. Wydawnictwo WAB w najbliższych dniach opublikuje tom listów Z Tobą jednym. Listy Marii Pawlikowskiej Jasnorzewskiej i Stefana Jasnorzewskiego..
Dziesięć lat po śmierci Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej Jan Lechoń w swoim Dzienniku tak ją portretował:
27 stycznia 1955 roku
Lilka Pawlikowska, zastrachana, zawsze świadoma swego ukrywanego garbu i swego utykania, a zarazem tego, że jest cudowną poetką i że ma profil, jakich już nie ma, i oczy, jakich już nie bywa. W każdej rozmowie zlewająca na nas komplementy tak przesadne, jak dobre wróżby Cyganek. I nagle słysząc jakiś dowcip, jakąś złośliwość niebotyczną albo jakieś bardzo ryzykowne, ale bardzo zabawne świństwo – wybuchała śmiechem z całego serca, śmiechem bachicznym i okrutnym. I Lilka też jak Iłła była czarownicą, tylko inną, bardziej niebezpieczną, bo warzyła zioła z upajających zapachów, bo wabiła nie tylko uroczym smutkiem, ale nawet śmiechem. Bardzo dużo napisano o niej, ale wszystkim tym pochwałom czegoś brak: pisze się o niej, jak zawsze u nas, prawie jak o świętej. A to była czarownica. Rusałka to też znaczy czarownica.
To bardziej portret Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej z okresu przedwojennego.
Korespondencja opublikowana w książce Z Tobą jednym. Listy Marii Pawlikowskiej Jasnorzewskiej i Stefana Jasnorzewskiego pochodzi z lat 1940-45, gdy oboje przebywali w Anglii, choć oddaleni od siebie. Mąż poetki, był pilotem, służył wówczas w RAF-ie. Pisane były w ostatnich pięciu latach życia poetki. Te zapisy naznaczone są wojną, biedą, trwogą o los bliskich w kraju, ale też -na przekór światu- pełne miłości i czułości. Pojawia się w nich jedynie cień tego opisywanego przez Lechonia poczucia humoru. I jest to już najczęściej śmiech przez łzy. Te lata nie mogły być szczęśliwe. W swoim dzienniku pisała:
28 maja 1940 roku
27 maja ważyłam 48 kilo. Ładne buty. Bezkarnie się martwić nie można. Zauważyłam już schudnięcie ramion, szyi, małość biustu, brak podbródka, zeschnięcie twarzy – ale myślałam, że to złe lustra. Powietrze jest tu bardzo złe, wilgoć, stęchlizna, kanały, no i amatorska kuchnia, którą prowadzę dla Lotka, a nie dla siebie, zrobiła widać swoje. W każdym razie jedno zmartwienie in plus. Odżywiam się więc od dzisiaj intensywniej. Tylko pod kloszem strachu jakże się dobrze czuć? Jakiż okropny niepokój, co za sytuacja! Leopold [król Belgii] oddał broń. Włosi iść mają na Francję, Szwajcaria może się poddać lada dzień. Lyon jest miejscem bardzo niebezpiecznym. Ja bez Lotka ruszyć się nie mam ochoty, komplikacje, zresztą nie bardzo mam za co jechać, bo pierwszy jeszcze nie zaraz, aż w sobotę. Rozłączenie się teraz z Lotkiem to bardzo ciężka rzecz i błagam św. Antoniego o pomoc.
Poetka podupadała na zdrowiu i martwiła się o los rodziny w kraju, żyła na skraju ubóstwa. Tak opisywała swoją sytuację w liście do Jana Hulewicza 3 lata później:
15 września 1943 r.
Drogi Panie!
Jestem strasznie, po prostu nie do zniesienia zatrwożona o Madzię, która do mnie od czasu śmierci Mamy (15 marzec tego roku) nie pisze wcale. Córka jej jest podobno uwięziona, może i Madzia też? Czy Drogi Pan nic nie wie i czy były jakie kwity od tego czasu (z Czerwonego Krzyża). Przepraszam, że Pana tak wciąż sobą zajmuję, ale Pan taki jedyny i kochany, może ma Pan dla mnie jakieś uspokojenie… Nigdy nie byłam tak daleko od swoich jak dziś po 4 latach. Dwoje najdroższych odsunęło się dalej, skąd już nigdy wiadomości nie przenikną, chyba przez obrzydliwą, nienawistną mi już pocztę snu i jej niezrozumiałe szyfry męczące. Została garstka, a w niej jedyny mój wielki afekt, Madziusia, biedna o bardzo słabym zdrowiu, nerwowa i wrażliwa. Czy wytrzymuje to wszystko? I czemu już nie tylko ona, ale nikt nie pisze do mnie? Ach, co za dolina Józefata, psiakrew.
Drogi Panie Janie, Kolin [wydawca] wciąż zapowiada i nie wydaje mojego tomiku, jeszcze mi tej złośliwej muchy wydawniczej brakowało. Nie chce też oddać rękopisów? Ani odpisywać. Coś strasznego, niebywałego w swoim rodzaju. I nie ma na to rady, wiem dobrze o tym..
Mimo tragicznej sytuacji w listach do męża starała się jeszcze trzymać fason, chociaż przychodziło jej to z trudem. W 1942 roku pisała:
Bajbaczku kochany. Mowa jest o futrze, które przyszło dziś o piątej przy podwieczorku. Kocham to futerko, bo jest ono cudnym podarkiem od Panka. Kocham je, bo dołączony jest do niego list gorący. I za to, że jest miękkie jak puch, leży jak nigdy nic innego nie leżało, ani najmniejszej poprawki być nie może. I za to, że w nim będę, jeśli nic nieprzewidzianego, od czego Boże broń, nie zajdzie, będę w nim chodzić po Krakowie z wesołą twarzą n[a] p[sa] u[rok]. I za to, że taką mi niespodziankę zrobiło, aż mi serce szybciej bije. Bo co jak co, ale tego nie przeczuwałam – dziś i tak nagle, i wspaniale.
(…)
Upojona tym prawdziwym szczęśliwym wydarzeniem – najładniejsze futro w moim życiu dotychczasowym, ściskam, wzruszenie opanowując, pana Robaka mojego ślicznego, najlepszego. Zima w takim futrze już nie taka groźna. Może ono ją złagodzi pod każdym względem? – takie jest pogodne i amerykańskie, wyjątkowo piękne, naprawdę! Ależ Żyd się musiał zdziwić i ucieszyć. Pięknie zapakował w pudło i bibułki białe.
Książka Z Tobą jednym. Listy Marii Pawlikowskiej Jasnorzewskiej i Stefana Jasnorzewskiego,
pod redakcją Elżbiety Hurnikowej ukaże się 4 marca.
(Cytaty z listów za: Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Listy 1940–1945, oprac. Paweł Kądziela, Interim 1994, )
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska (1891–1945) – jedna z najwybitniejszych i najbardziej lubianych polskich poetek pierwszej połowy dwudziestego wieku. Zadebiutowała w roku 1924. Jest autorką wielu tomików wierszy (Niebieskie migdały, Pocałunki, Balet powojów) oraz kilkunastu sztuk teatralnych (najbardziej znana to Baba-dziwo).