Na jubileusz osiemdziesięciolecia urodzin Ernesta Brylla wydawnictwo Zysk i S-ka przygotowało wybór niepublikowanych dotąd wierszy „Ciągle za mało stary”.
Bryll urodził się 1 marca 1935 roku w Warszawie.Dzieciństwo spędził w Komorowie Starym koło Ostrowi Mazowieckiej oraz w Gdyni. W 1956 ukończył wydział Filologii Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego.
Pierwszy jego tomik wierszy ukazał się w 1958. Przez wiele lat był krytykiem filmowym, pracował jako kierownik literacki teatru TV, oraz jako szef lub kierownik literacki kilku zespołów filmowych, autor audycji telewizyjnych dotyczących kultury.
Autor licznych tomików poezji, sztuk scenicznych, oratoriów, musicali i programów telewizyjnych. Tłumacz z języka irlandzkiego, czeskiego, jidish.
W latch 1955-1956 był dziennikarzem w Po Prostu, następnie pracował w zespole Współczesności.
Od roku 1963-1967 kierownik literacki Teatru Telewizji. W latach 70. był dyrektorem Polskiego Instytutu Kultury w Londynie. W latach latach 1991-1995 Ambasador RP w Republice Irlandii (Pierwsza Ambasada RP w stosunkach polsko-irlandzkich).
Jest członkiem PEN Club Poland, Irish PEN Club, SEC (Society of European Culture)
SPP, ZAIKS, ZAKR.
Z przyśnienia
Miała być uczta na zgodę. Niestety
Ciągle czekaliśmy. Przywiędły kotlety
Przypaliło się w kuchni, ze śmietniska cuchnie
Sałatka już rzadka. Za długo czekała
Na tych, co mieli zmęczeni przygodą
Z narodową zgodą godzić się nietrwało
Nagle krzyczą: Ręce byle jak podali
Jest półzgoda! Zapłonął żyrandol. Na sali
Zdążono skisłe sprzątnąć, nowe podać
Weszli, ucztowali trochę krzywym pyskiem
Ale byli wszyscy. Podano dziczyznę
Podniesiono kielichy za wspólną ojczyznę
W kuchni mielono mięsa w drugą stronę
Nieprzypaloną. Co się rozpadało
Uklepano. Sałatka jak reduta trwała
Uczta bolała. Bo dusze i ciała
Nie były pogodzone, jak głoszono z gęby
Ale chociaż toasty przez ściśnięte zęby
Cedzili, to wypili
I to im policzy
Bóg miłościwy i naród cierpliwy
My- cośmy tupali za oknami sali
I szeptali: Na szczęście ryby nie podali
Ość może stanąć w gardle bo tak się otwarli
Wreszcie na siebie. W ostatniej potrzebie
Czy to mara, sen wiara. A, tego nikt nie wie.