Chaos i precyzja według Sendeckiego

 

Piotr Kępiński o „Opisach przyrody” Marcina Sendeckiego.

Warszawa, Dworzec Centralny. Piątek, godzina 17.45. Za chwilę odjedzie pociąg do Poznania, a ja ciągle stoję w kolejce po bilet. Dochodzę do kasy, rzucam pieniądze i dalej już biegiem na peron. A tam dwa pociągi. Jeden na torze trzecim, drugi na czwartym. Wybieram tor trzeci. Wsiadam, wszystko się zgadza „numer wagonu 6″ jest, „numer miejsca 106″ jest. Zdejmuję płaszcz, wychodzę na fajkę. Przeciągam plecy i od niechcenia pytam faceta, który czyści sobie buty „ten pociąg to do Poznania?”. A on z rozbrajającym uśmiechem „nie, do Krakowa”. Za minutę będzie jechał. I znowu sprint płaszcz, torba, gazeta, skok nad pasażerem, unik w lewo dopadam drzwi, z lekka odpycham staruszkę, która je tarasuje i znowu na peronie. W momencie w którym znalazłem się na ziemi, pociąg gwizdnął i odjechał. Wtedy zobaczyłem pociąg „właściwy”. Ulga. Jest. Wchodzę do przedziału. Spokojnie powtarzam czynności, które mam już dawno za sobą. Ale czuję się nieswojo. Przecież ja już pojechałem. Jakaś część mnie jest w drodze do innego celu. A teraz, choć sytuacja jest jak najbardziej realna, tylko ją powtarzam, zatem w jakiś sposób jestem nieszczery.

Początek mojej drogi do Poznania został zachwiany. Już miałem jechać, ale nie pojechałem, dlatego że popełniłem błąd rozpoznania. Teraz jadę we właściwym kierunku, ale z poczuciem straty. A może trzeba było jechać do Krakowa? Może to wcale dobry pomysł, żeby omijać cele oczywiste? Na pewno. I z tym właśnie przekonaniem zacząłem czytać Opisy przyrody Marcina Sendeckiego. A wiersze te, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, upewniły mnie w przekonaniu, że wysiadając z pociągu do Krakowa, popełniłem wielki błąd. Odrzucając nie oczywiste i tajemnicze, zaakceptowałem istniejące i do bólu przewidywalne. Tak jakbym nad lekturę tomiku wierszy młodego i piekielne zdolnego autora przedłożył nowe dzieło Czesława Miłosza. Ale Sendecki uratował mnie. Przynajmniej metaforycznie. Napisał, a ja bezgranicznie mu uwierzyłem:

wszystko staje się nie po kolei
trzęsienia ziemi poprzedzają rewolucje
mówi się o samobójstwach policjantów
święci za życia czekają na zbawienie
leniuchują w rudych hamakach i słuchają
trzeszczącego radia płoną rezerwaty parki
narodowe zasypiają z nożyczkami w rękach

Ten autor odrzucił utarte i ułożone na rzecz tego, czego jeszcze nie ma. Wydobył z chaosu istotę rzeczy i ujarzmił ją jednym zręcznym ruchem:

Minął tydzień, odkąd przyszliśmy nad wodę.
Atlas kłamał. Most w ruinie, pola, rzadki las.
Co nie wzięte w drogę, pozostanie młode.

Jak to się dzieje, że ów poeta w tak precyzyjny sposób panuje nad obrazem. Dlaczego jego wiersze są bardzo przejrzyste choć obrazy wen wkomponowane oblepione są brudną sadzą, śniegiem i kurzem? Dlaczego?

Odpowiedź jest prosta. Tajemnica tkwi w szczególe. Sendecki mówi wprost, naszym przeznaczeniem jest fragment. świat nie jest całością, i nigdy nie będzie. Dlatego najpierw widzimy kurz i śnieg, a dopiero po jakimś czasie orientujemy się, że jedziemy pociągiem. Dlatego najpierw widzimy kolor, a dopiero potem miejsca, na których siedzimy w naszych przedziałach. Nie od razu dostrzegamy też tabliczkę z nazwą stacji, do której jedziemy. Z tego powodu poezja w dzisiejszym świecie, musi zostawiać puste miejsca. Jeżeli komentuje, albo jest wszechwiedząca, znaczy, że kłamie. Sendecki licząc na wyobraźnię czytelnika, zostawia białe plamy. Dzięki temu mówi więcej.

Dzięki temu także czytelnik może mówić, bowiem autor Parceli zostawia mu, tym samym, wolną rękę, jeśli chodzi o interpretacje. W jednym z wywiadów twierdził: „Z wierszem jest rzeczywiście trochę tak, jak kiedyś powiedział Miłosz Biedrzycki, jak ze spakowanym programem albo plikiem komputerowym, który jest skompresowany i jak się ma właściwy klucz, to go można otworzyć i odczytać. Choć ja bym dodał do tego jeszcze to, że pewnie można go odtworzyć na parę różnych sposobów i w różny sposób odczytać”. Nic dodać nic ująć. Oczywiście cała strategia dochodzenia do sensu musi być logiczna jak rozkład jazdy pociągów PKP, ale jednocześnie winna tkwić w owej strategii odrobina szaleństwa. „W każdym razie dróg jest wiele” powiada Sendecki. Wybieraj sam, ja tobie w niczym nie pomogę. I za to należy autorowi Opisów przyrody po staropolsku się pokłonić.

Jeżeli na stację przyjeżdżają dwie lokomotywy, autor Parceli nie będzie strofował czytelnika „wsiadaj w pomarańczową, bo zieloną dojedziesz na złą stację”. Nic z tego.

Dlatego zrozumieć wiersze Marcina Sendeckiego to znaczy wybierać, łączyć, słuchać i kojarzyć. A przede wszystkim mieć świadomość fragmentaryczności. Bowiem droga, która pozornie nigdzie nie wiedzie w poezji Sendeckiego może nagle zmienić się w postmodernistyczną Via Appia.

W Opisach przyrody pozornie odległe od siebie szczegóły nagle łączą się w logiczną całość. Jakiś poetycki relatywizm? Pomieszanie z poplątaniem? O nie, nie. Nie tędy droga, do próby odczytania tych wierszy. To, że Sendecki opisuje chaos, nie znaczy automatycznie, że sam się w nim pogrąża. Jego system jest niezwykle logiczny, choć można go układać na wiele różnych sposobów.

A cechy te widać wyraźnie już na poziomie języka. W nim, jak w lustrze, odbijają się wszystkie niepokoje, konsekwentne niekonsekwencje. To jest język wyczerpania, skupiający w sobie oznaki rozpadu i gnicia. To jest niezwykle logiczny język wyczerpania, który cechuje niezachwiana składnia, własna i tylko własna metaforyka oraz anty metafizyka.

Sendecki umieszczając akcje swoich wierszy w języku mówi wyraźnie i brutalnie: skończmy z literaturą, oderwijmy się od romantyzmu, wybierzmy zupełnie inną formułę pisania wierszy. I konsekwentnie, krok po kroku, autor Parceli to robi. Nie zawsze te wiersze są zrozumiałe, czasami żeby dotrzeć do ich istoty, trzeba znać teksty „pierwotne”, które stanowią integralne części przemyśleń Sendeckiego. Bywa, że autor sięga do klasyków, których potem „punktuje”. Bywa, że przypomina Ashbery’ego. Zdarzają się „cytaty” ze współczesnych polskich poetów. I ta znajomość pomaga w interpretacji. Ale nie zawsze. Bywa bowiem i tak, że wiersz Sendeckiego tym jest pełniejszy im większa niewiedza, albo nawet naiwność czytelnika. Przyznaję sobie otwarcie prawo do nierozumienia tych wierszy.

W Opisach przyrody znalazłem wiele takich fragmentów, które nie przystają do żadnej znajomej poetyki. Takie „skrawki” budzą strach. Czyżby amnezja, albo brak wyobraźni? Nie. To po prostu zły trakt. Nie ten pociąg. Bo żeby deszyfrować Sendeckiego trzeba czasami zaryzykować i wysiąść na nieznanej stacji. Wtedy przed czytelnikiem pojawią się krajobrazy nieznane i zaskakujące. Zabrzmi nowy język, ukształtuje się nowa metafora. Ale do tego trzeba cierpliwości i czasu. A przede wszystkim zaufania.

Tak, poetyka Sendeckiego warta jest zaufania. Ten niezwykle ciekawy melanż klisz jest w stanie poruszyć każdego. Powtarzam każdego. I wiem, co mówię. Te wiersze, wbrew temu co piszą krytycy, nie są hermetyczne. Jeżeli już, to hermetyczna bywa krytyka, która porusza się jak dziecko we mgle próbując rozgryzać poezję autora Parceli na wszystkie możliwe sposoby. A wierszy tych nie trzeba rozgryzać, nadgryzać, wystarczy je czytać i myśleć. Wystarczy dostrzegać klisze, które w niej tkwią i wydobywać z nich nowe znaczenia.

Taką właśnie strategię odnajdziemy w „Małych pomocnikach” z Opisów przyrody. Ten strzęp piosenki, refleks przeszłości, skojarzony z nowoczesnym metrum potrafi zwyczajnie zachwycić:

Rzeczywistość jest piękna i ona jest muzą:

ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY

KOŃ

Kpina, dystans, ale jednocześnie zauroczenie. Chęć złamania liryki, a także wrażliwość. Oto twarz Sendeckiego, który zawsze lubił „grać” wyimkami, ale w Opisach przyrody doszedł chyba do mistrzostwa w tej formie. W tej rozgrywce nie ma sobie równych. Godnych przeciwników znalazłby zapewne tylko w Tadeuszu Piórze i Andrzeju Sosnowskim. Chociaż, to ważne, poeci ci nie walczą na co dzień w jakiejś wspólnej drużynie. Miejsc wspólnych zdałoby się znaleźć co niemiara, ale protokół rozbieżności także byłby długi. Wszyscy jednak zgodziliby się, co do tego, że poezja jest przede wszystkim „oddechem albo rozmową”. Nie może być żadnym manifestem ani kartą przetargową. Sendecki podkreśla wiersz musi istnieć. I tylko. A jak powstaje wiersz Sendeckiego? W wywiadzie udzielonym Beacie Adamek autor Opisów przyrody przekonywał: „Często bywa tak, że jest jedna rzecz, jeden fragment, jedno złożenie słów, do których dosyć szybko dopisuję resztę”. Ta wypowiedź wiele mówi o metodzie pracy, ale i o filozofii, którą wyznaje twórca Parceli. Od szczegółu do ogółu. Nie inaczej. Na początku widzimy strzęp słowa lub słów, a dopiero potem obudowujemy owo „znaczenie pierwotne” naszymi interpretacjami. W wyniku takich konstrukcji powstaje wiersz. I wtedy inaczej być nie może. On musi znaczyć wiele. Sendecki świadom, iż współczesna poezja dryfuje na pograniczu oczywistych kalek i grafomanii, ośmiesza „minione” i buduje „swoje”.

I wydaje się, że odniósł sukces. Jego wiersze z książki na książkę stają się coraz wyraźniejsze i coraz bardziej własne, chociaż z założenia obciążone są garbem „zapożyczenia”.

Niezwykle nośne wydają się „zapożyczenia” filmowe. Nie chodzi mi tutaj o cytowanie konkretnych filmów, czy umieszczanie w wierszach postaci filmowych, bo o to w tej poezji trudno. Ale o konstruowanie wierszy zgodnie z rytmem filmowych, bardzo nerwowych, cięć. Interesujące są powroty do tematów, które zostały na pewnym etapie li tylko zasygnalizowane. Wszystkie te „gry” i „strategie”, bardzo zresztą starannie przemyślane, budują atmosferę tych wierszy, które zapadają w pamięć, a bywa nawet, że obsesyjnie powracają.

Bo poezja Sendeckiego, w istocie, jest obsesyjna. Nie jest beznamiętna. A autor Parceli jest szaleńcem, który nie ukrywa swoich pasji. Bierze metaforę za kark i każe jej znaczyć. Ta władza nad językiem, potrafi zafascynować. Sendecki może jeszcze nie jest prawdziwym mistrzem słowa, ale wiele wskazuje na to, że będzie.

I co najważniejsze jest szczery. Zapytany w jednym z wywiadów, co zdecydowało o tym, że jeden z jego ciekawszych wierszy został obdarzony tytułem „Dni kultury karpackiej” bezpretensjonalnie odparł: „podobała mi się zbitka słów”. Oczywiście, po tym wyznaniu nastąpiła profesjonalna eksplikacja, ale ta „zbitka słów” bardzo mnie ujęła. Podobnie jak całe Opisy przyrody, które po prostu polecam. I tyle.

Marcin Sendecki, Opisy przyrody, Biuro Literackie, 2002