Maliszewski – „Kwestia wyboru”

Prezentujemy kilka wierszy z zapowiadanego już przez nas tomu Karola Maliszewskiego „Jeszcze inna historia” wraz z komentarzem autora.

malisz

KAROL MALISZEWSKI

Kwestia wyboru

 

Podobno „Potrawy pośmiertne” rozeszły się szybko. Stąd moje nawoływania o dodruk. Jednak Mariusz Grzebalski wymyślił coś innego. Pojawiła się idea wierszy wybranych. Kto miałby je wybrać? Parę lat temu zrobił to świetnie Radek Wisniewski i wydał je w Brzegu jako „Zdania na wypadek”. Myślałem o Jacku Gutorowie, pamiętając jego wypowiedź po tamtych wyborze. Pisał mi w mailu, że zrobiłby to zupełnie inaczej. Już nie wiem, jak to się stało, że do tego nie doszło. Chyba mówiło się o tym, że Śliwiński i Gutorow zbyt wiele piszą do tomików z serii wydawanej przez WBPiCAK w Poznaniu, że przesadą jest tak ich obciążać. Wtedy przypomniałem sobie pewną wnikliwą i celną recenzję Grzegorza Strumyka dotyczącą „Inwazji”. Napisałem do niego. Zgodził się. Wysłałem poleconym te wszystkie pożółkłe arkusze i tomiki. Liczyłem na surowe spojrzenie z boku. Ktoś, kto na co dzień maluje obrazy i pisze prozę, miał gwarantować – powiedzmy – „obiektywizm”.

Teraz trudno mi ocenić ten wybór. Chwilami wydaje się niezwykle trafny, chwilami czegoś mi brakuje, a czegoś innego wstydliwie pozbył. Ale autorowi nigdy nie dogodzisz. I zazwyczaj każdy powtarza, że nie poznaje się w tych starych wierszach. Ja też powtarzam. Jestem zaskoczony, skonsternowany, zażenowany. Że to się tak ułożyło. Potoczyło. Typowo, ale i nie (jeszcze inna historia?). Od autobiografii do czegoś więcej. Od prostej ekspresji do komplikującej się refleksji. Ale gorączka wciąż ta sama. Nieustanny ferwor. Napięcie. Coś, bez czego nie da się pisać. A może i żyć.

Kwestia wyboru.

 

KAROL MALISZEWSKI

 

U nas poezji nie prowadzą

 

Wyprawa do miasteczka,

do księgarni,

u nas poezji nie prowadzą

– a gdzie prowadzą?

 

Tam i tam prowadzą.

Z powrotem

do pociągu.

 

Jadę (blady jak papier,

na którym notują się mijane

wsie, miasteczka; wszystko).

 

 

 

 

Odkopcie go

 

chciałbym strząsnąć robactwo

z jego garnituru w prążki,

podać mu rękę i powiedzieć: „wstań

tato” – jak niegdyś, gdy wracał zalany

w trupa

i padał niedaleko naszych okien.

 

chciałbym go sobie przypomnieć

z rozsypanych kości, z garsteczki prochu

ulepić figurkę na zboczu

góry, która go pochłania.

 

 

 

Ogród szaleńców

 

Tłoczno dziś w ogrodzie szaleńców – cytuję:

„nieartykułowane okrzyki ukryte są

w kwiatach” takich jak:

 

róża, dalej nie pamiętam

 

natłok kwiatów i wspomnień

Niektórzy malują na ścieżkach

ekskrementami słów

 

to są prawdziwi poeci

Pani kierowniczka wściekła!

(od tego jest gazetka ścienna

„Echo Zakładu”)

 

ówdzie

suną wózeczki dla lalek

Szczątki ludzkie zawinięte

w papierek, gałganek

 

sąsiedztwo cmentarza sprzyja zabawom ogólno

-rozwojowym

Na świeżym powietrzu rozmowa

urywa się jak rękopis.

 

 

Co jeszcze (lata sześćdziesiąte)

 

Czekolada, masturbacja, piłka nożna, książki

pochłaniane bez ładu i składu,

wycieczki rowerowe wzdłuż

cuchnących strumieni; co jeszcze?

Brak ojca, nadmiar matki,

huk dzwonów, lody za złotówkę,

sypiący się tynk, próchno świecące; co jeszcze?

Psy, koty, szczury, różnokształtne pochwy

rysowane na murach, smukłe szyje

butelek z czerwoną nalepką (socjalizm

miał wtedy szeroką twarz

Gomółki), sok z malin w słojach

przepasanych gazą, pelargonie w oknach,

poniemiecki dobytek rozsiany

po wzgórzach; co jeszcze?

 

 

 

Góry, gorączka

 

Widok gór

ochłodził mnie, widziałem

rodzinę: żona, babka

i ten krzywy Pradziad porośnięty

ciupagami modrzewi; dzieci moje

rozsypane od zmierzchu

do zmierzchu, całe w kołpakach

prześwitów, tych drobnych

olśnień danych dążącemu

donikąd –

­

byłem już coraz

bliżej, patrzyłem na obraz

rozedrgany pędem,

jak stawał się doskonale,

nie wiadomo jak

 

uspokojony i pogodzony

z najwyższym słońcem

w chmurach, z obłym stokiem

w lustrze burego jeziora,

z jakimkolwiek

sobą.

 

 

 

 

Filumenistyka

 

Po sposobie, w jaki gasisz światło w dziecięcym pokoju,

wnioskuję, że nie jesteś klasycznym

barbarzyńcą. Przypominają się nagle

czołgi robione z pustych pudełek Czechowice

Dziedzice. I te czołgi szły na Pragę,

omijając łukiem miasteczko.

Bolał żołądek od zabaw z siarką

i drobnej rozterki, komu wierzyć.

Ojciec był wolny jak Europa, matka mówiła

tak nie można.

Potem przez jakiś czas Bystrzyca Kłodzka,

zupełnie z rzadka Sianów bądź maggi,

gdy w sklepie na rogu nie mieli drobnych.

 

 

 

Łaska

 

Spięte gniewem twarze. W oczach się nie

przelewa, bo płytko. Szumi ślina w ustach,

po chwili się rozpryskuje, zagotowało się.

Poszło o darmowe kawałki brzozy

w tartaku. Poszły w ruch kurwy etc.

Szary człowiek ściska w ręku

ołówek z sosnowego drewna.

Załatwia sprawę przyjęcia córki

do zakładu. Dopłata do czynszu

doprowadza sąsiada na skraj,

po dwóch piwach wybija szybę wypożyczalni.

 

Wszystko jest wypożyczone, kierownika

nie ma, wiersz jest dowodem łaski.

 

 

 

 

Do widzenia

 

W dniu, w którym wydrapano na moim samochodzie

nieortograficznego „huja”, zrozumiałem,

że mam od życia dokładnie to, co mi się należy.

 

Rachunki toczone nad moją głową,

stają się z biegiem czasu i chmur

coraz bardziej przejrzyste.

 

Wszystko się zgadza w tej czasoprzestrzeni.

Liczba oddechów i zamierzeń dąży do nieskończoności.

Coraz krótsze sny wyjawiają nieprzyjemną resztę.

 

Do następnego przelotu komety.