„Horyzont zdarzeń” (Forma) Mirosława Mrozka, książka która w tym roku była nominowana do Nagrody im. Szymborskiej a w zeszłym zdobyła pierwszą nagrodę w Konkursie Literackim imienia Henryka Berezy „Czytane w maszynopisie” jest niewątpliwym majstersztykiem.
Jarosław Fazan pisał o tych wierszach: „Mrozek wnosi do poezji drugiej dekady XXI wieku inną dykcję, animuje odmienne języki. Jest bliższy poezji refleksji religijnej, chętnie odwołuje się do konkretnych motywów i gatunków biblijnych, sięga po apokryfikę. Jego monolog liryczny jest też bardziej wyciszony, spokojniejszy, choć perspektywa – rozdartego, osamotnionego i zmedykalizowanego podmiotu wydaje się podobna. Zamiast rozwarstwionego, zwielokrotnionego ja Tkaczyszyna, poezja Mrozka ustanawia swoją personę liryczną jako szczelnie zamkniętą monadę, pozbawioną właściwie kontaktu z innymi. Jednym z najważniejszych (i dodajmy od razu: najbardziej dotkliwych) autokomentarzy młodego poety wydaje mi się stwierdzenie z wiersza Monolog: „Poezja nie jest dialogiem, jest diagnozą”. Odmowa rozmowy wydaje się dramatyczną deklaracją kogoś, kto utracił poczucie więzi z innymi, kto został „uwięziony w swojej frazie za kratą papieru” (Monolog).Namiętne szaleństwo Tkaczyszyna rozrywa granicę między osobami, zimny obłęd Mrozka odcina ja od wszystkich postaci liczby mnogiej”.
Janusz Drzewucki: „Dawno nie czytałem debiutanckiego zbioru wierszy tak dojrzałego. I na dodatek tak świetnie skonstruowanego. Wadą charakterystyczną dla debiutanckich tomików jest zazwyczaj to, że w poszczególnych wierszach ich autor spłaca dług, jaki zaciągnął u poetów, u których terminował, którymi się fascynował. W efekcie: debiutanckie zbiorki składają się z wierszy powstałych w najrozmaitszych poetykach. W przypadku Mirosława Mrozka i jego książki Horyzont zdarzeń sprawa ma się całkowicie inaczej. W trakcie lektury poszczególnych wierszy tego autora nie sposób nie zachwycić się tym, że wyszły spod jednej i tej samej ręki, że spłynęły z jednego i tego samego pióra. Ten poeta ma swój styl. A to dzięki temu, że wie czego chce od poezji i wie, czego chce w poezji dokonać.
Nie umiałbym wymienić ulubionych poetów Mrozka, wiem jednak, jestem tego niemal pewien, że książką, którą nieustannie czyta, którą ciągle ma pod ręką jest Biblia. Nie znaczy to wcale, że wiersze Mrozka napisane – a raczej: wypowiedziane i napisane – zostały w języku biblijnym. Nic z tych rzeczy. Język tej liryki jest jak najbardziej nowoczesny i postnowoczesny, ale w trakcie lektury Horyzontu zdarzeń czuje się także podskórnie puls języka księgi ksiąg. Chciałbym w tym miejscu napisać, że Mirosław Mrozek jest poetą religijnym, ale boję się trochę tej tezy. W każdym razie, jeśli jest on poetą religijnym, to nie w tym sensie, w jakim poetą religijnym był ks. Jan Twardowski, ale w tym, w jakim był na przykład Jerzy Liebert. To nie jest poezja wyznawcza, lecz buntownicza i poszukująca.
Poeta pisze w jednym wierszu „zostałem powołany do błądzenia”, a w innym „Poezja nie jest dialogiem, jest diagnozą. / To nie choroba, lecz sposób myślenia i działania”. Królewskim tematem jego wierszy jest zarówno ból istnienia, jak i istnienie bólu. Nie ukrywa on, że funkcją życia jest cierpienie, co skonstatował w przyprawiającym o ciarki na plecach wierszu W cieniu. O tym, o czym myśli każde z nas, o czym każde z nas myśli w każdej chwili, o lęku i strachu przed nieznanym i nienazwanym, pisze w sposób bez patosu, w sposób tak jasny i prosty, że Bogu Ojcu i Matce Naturze dziękuję, że pozwolili Mirosławowi Mrozkowi napisać to, co napisał.
Oczywiście, nie mogłem nie pomyśleć, pisząc to, co sam wyżej napisałem, czy wiersze zamieszczone w zbiorze Horyzont zdarzeń przypadłby do gustu Henrykowi Berezie, patronowi tego konkursu. Powiem szczerze, nie wiem, chociaż mam nadzieję, że tak. Jestem pewien, że autorowi Biegu rzeczy i Sposobu myślenia spodobałoby się, że debiutujący poeta nie kryje, że więcej nie wie niż wie i umie o tym napisać tak, że mam ochotę powiedzieć mu, że jego wiersze powstały także w naszym imieniu”.