„Struny ziemi” (PIW) Jarosława Iwaszkiewicza, to przekłady poetyckie autora „Mapy pogody” w opracowaniu Radosława Romaniuka.
Przekłady literackie to prawdopodobnie najmniej znany wymiar twórczości Jarosława Iwaszkiewicza. Jego tłumaczenia poezji zaskakują rozległością zainteresowań translatora, umiejętnością oddania odmiennych stylów, klimatów.
Struny ziemi prezentują po raz pierwszy zebrane w jednym tomie przekłady wierszy czterdziestu pięciu autorów, reprezentujących jedenaście języków i literatur narodowych. Od Pieśni o Rolandzie, przez monologi bohaterów Shakespeare’a, po wiersze Achmatowej, Rimbauda, Georgego. Są świadectwem jednorazowych przygód artystycznych lub trwających dziesięciolecia związków, które odcisnęły piętno na wrażliwości literackiej i dziele Iwaszkiewicza. Razem tworzą intrygującą osobistą antologię poezji światowej.
Radosław Romaniuk napisał we wstępie: „(…) Prezentowany tom jest wyborem z przełożonej przez Jarosława Iwaszkiewicza poezji. Ma przedstawić utwory najbardziej udane z punktu widzenia artystycznego, ukazać spektrum zainteresowań literackich ich tłumacza (książka obejmuje wiersze czterdziestu pięciu autorów, reprezentujących kilkanaście narodowych literatur i języków), zobrazować w końcu, jak nurt poezji obcej wplata się w dzieło Iwaszkiewicza, zaspokajając twórczą potrzebę pisarza, która nie mogła znaleźć w inny sposób ujścia. Przynosząc artystyczne tryumfy i momenty porażek.
„Wielokrotnie zastanawiano się nad tym, czy wiersz jest przetłumaczalny na inny język” – pisał Iwaszkiewicz na marginesie refleksji nad przekładami Pabla Nerudy. „Czy zespół pojęciowo-dźwiękowy, rytmizowany w sposób danemu językowi właściwy, może być oddany w innym języku, gdzie zarówno udźwiękowienie pewnych, wyrażonych w wierszu pojęć, jak i rytm – nie mogą siłą rzeczy odpowiadać pierwowzorowi”. Sceptycyzm, który brzmi w tych stwierdzeniach, nie był mu obcy – ani jako poecie, ani jako tłumaczowi, nigdy niezadowolonemu w pełni z efektów zarówno obcojęzycznych przekładów własnych wierszy, jak i swojej translatorskiej pracy. Mimo tych wątpliwości Iwaszkiewicz wierzył, że tłumaczenie ma sens, a wiarę tę popierał empirycznie fakt istnienia przekładów dających pojęcie o wartościach oryginału i kreujących zarazem nową artystyczną wartość w języku mu przyswojonym. Do tego typu osiągnięć pisarz zaliczał na przykład tłumaczenie Księcia niezłomnego Calderona dokonane przez Juliusza Słowackiego czy rosyjski przekład ballady Mickiewicza Trzech budrysów, autorstwa Aleksandra Puszkina. Preferencje te dają nieco do myślenia, bo dowartościowują literacką wirtuozerię tłumacza, który staje się w relacji z autorem oryginału osobowością twórczą o takich samych prawach i ograniczonych wobec niego obowiązkach.
Istotą przekładu nie było dlań więc „przełożenie”, lecz „zastąpienie” jednego „materiału językowego” – innym. Tłumacz wszystkie środki językowe musi kształtować samodzielnie i w tym sensie staje się twórcą – twierdził autor Sztuki przekładu Jiří Levý. Gdy ta samodzielność jest dlań aktywnością oczywistą, bo jednocześnie jest wybitnym poetą, mediowanie między własną ekspresją artystyczną a próbą zrozumienia i oddania istoty oryginału jest czymś, co może niezwykle pociągać – czynić z artysty tłumacza właśnie. Nie tylko – jak zazwyczaj – tłumacza siebie samego, lecz innego języka, człowieka, świata, kultury. Może też stworzyć coś, co wniesie do rodzimej literatury obiektywną wartość.
Intuicji, że jest to możliwe i konieczne dla rozwoju polskiej literatury, Iwaszkiewicz był wierny nie tylko jako tłumacz, lecz również jako redaktor. Redagowane przezeń pisma – „Kurier Polski”, „Zdrój”, „Życie Literackie”, „Nowiny Literackie” i w końcu zasłużona „Twórczość” – łączyła waga przywiązywana do prezentowania literatur obcych, podejmowanego ostentacyjnie wbrew historycznym koniunkturom.(…)”