Tętno pod tynkiem

Trzydzieści lat po śmierci Mirona Białoszewskiego młodzi naukowcy w książce „Tętno pod tynkiem. Warszawa Mirona Białoszewskiego” (Lampa) narysowali „podwójną mapę jego Warszawy”. 

Pokazując, co widział z okien na Chamowie, przypominają objawienie na Siekierkach. Uświadamiają, że Parysów z „Osmędeuszy” istniał realnie, choć wojna wymazała go z planu miasta. Proponują czytanie jego prozy jako rozwiązywanie zagadki – przełożenie punktów przestrzeni na utajoną siatkę relacji i interakcji.

Ze wstępu Agnieszki Karpowicz i Włodzimierza Pessela: „Miron Białoszewski nieustannie nasłuchiwał zmiennego rytmu Warszawy, badał – czasem ledwo wyczuwalny i zanikający – puls miasta, tętniący pod materialną, zewnętrzną powłoką murów, budynków i kamienic albo gdzieś pomiędzy sieciami głównych wielkomiejskich arterii. „Warszawa Mirona Białoszewskiego” jest próbą podobnie czujnego wsłuchania się w jego miejską, autobiograficzną opowieść o miejscu.

Proponujemy czytanie i interpretowanie utworów Białoszewskiego przypominające rozwiązywanie zagadki: śledzenie wskazówek rozsianych w utworze przez autora, a następnie uruchomienie ich w procesie opisywania miejskiej topografii, przełożenie punktów planu przestrzennego na siatkę powiązań i rozumienia relacji lub interakcji zachodzących w realnej przestrzeni. Można w ten sposób odnieść to, co jawne czy widoczne gołym okiem, do głębokich pokładów znaczeń ukrytych, nawarstwionych niczym złoża geologiczne, zarówno na powierzchni tekstu, jak pod wizualną czy pozornie oczywistą płaszczyzną miasta”.

Justyna Sobolewska pisała o książce na swoim blogu: „Z przyjemnością czytałam ten zbiór szkiców o Warszawie Białoszewskiego, o „obmapywaniu” miasta, przygotowany przez Pracownię Studiów Miejskich UW. „W opowiadaniach i wierszach uruchamiana jest sieć znaków przypominająca mapę geologiczną” – piszą we wstępie Agnieszka Karpowicz i Włodzimierz Karol Pessel. Warstwy tej mapy odsyłają do przeszłości miasta, przeszłości zapamiętanej Mirona, przeszłości naszej. „To, co widzimy, odsyła do niewidzianych znaczeń miasta”.  Na przykład biblijne konteksty Siekierek, które wydobywa w odkrywczym szkicu  Agnieszka Karpowicz. Siekierki fascynowały Mirona, widział je w oddali z okna bloku na Lizbońskiej.  Ni to miasto, ni to wieś, ni to step, krzaki, chwasty i łąki.  To miejsce pozostało dzikie, nie zmieniało się w przeciwieństwie do reszty miasta.

Centrum opisane w „Chamowie” dziś wygląda tak samo – wieczna przebudowa. „Skręciłem w Emilii, tam ciekawiej o tej porze między budowanym dworcem a Pałacem, autobusowo, kurewsko i rozkopane. Warszawa ma dużą tradycję tych miejsc rozkopano-kurewskich”. Istotą tego miasta są ciągłe zmiany i, jak pisała Marta Zielińska, trzeba nieustannie je samemu na nowo konstruować w wyobraźni. Białoszewski na wszystko patrzy jakby pierwszy raz, tuż po stworzeniu świata, i nadaje nazwy: blok na Lizbońskiej to „ażurowy futerał”, trzciny w wazonie to „koronkowe brabanckie byliny”. Taka ulica Chłodna nie ma jednaj nazwy, jest dla niego palimpsestem, w którym nakładają się widoki z różnych czasów, z Powstania, z lat tuż powojennych i z lat siedemdziesiątych, kiedy przychodził do Eskich, do nas, na 10. piętro bloku”.