Marcin Baran został dyrektorem Międzynarodowego Festiwalu Poezji Silesius we Wrocławiu. A my przypominamy jego sylwetkę.
Marcin Baran jest absolwentem polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, związanym w latach 80-tych z „bruLionem”, z którego wywodzi się wielu znaczących poetów i prozaików (wśród nich Marcin Swietlicki, Krzysztof Jaworski, Krzysztof Koehler). Marcin Baran był współzałożycielem oraz redaktorem kwartalnika „bruLion”. Wraz z przyjaciółmi Marcinem Świetlickim i Marcinem Sendeckim zredagował antologię „Długie pożegnanie. Tribute to Raymond Chandler”, która w 2010 roku doczekała się wznowienia poszerzonego o kolejne wiersze w odcieniu noir. Marcin Baran w latach 2000–2003 był związany z „Przekrojem”, pracował w Instytucie Książki, w TVP Kultura. Mieszka w Krakowie, gdzie pracuje na Uniwersytecie Pedagogicznym.
W 1997 roku, za tom „Zabiegi miłosne”, został nominowany do Literackiej Nagrody Nike. W 2013 roku Marcin Baran został laureatem Silesiusa w kategorii książka roku za tom Niemal całkowita utrata płynności (emg)
Jego wiersze były tłumaczone na języki: angielski, niemiecki, francuski, rosyjski, czeski, portugalski, bułgarski, słowacki, słoweński.
Czytamy na stronie internetowej Instytutu Książki: „typ artysty spełniającego się w tłumie, w kontakcie z szeroką publicznością.(…) Jego debiutancki tom wierszy Pomieszanie, tkwi korzeniami w dokonaniach poetyckich poprzedników z pokolenia Nowej Fali. Następny zbiór Sosnowiec jest jak kobieta, przynosi znamienną dla współczesnego artysty niewiarę w moc poetyckiego spełnienia: „Rana opatrzona słowem wcale nie mniej boli” – powiada poeta.
Rzeczywistość wyobrażona w jego wczesnych wierszach celowo jest nieatrakcyjna, pokryta nalotem kurzu i smutku – w czym nietrudno dostrzec silny wpływ „poezji stanu wojennego”. Bardziej symptomatyczne dla twórczości Barana są jego kolejne dzieła: autorskie tomiki Zabiegi miłosne, Sprzeczne fragmenty, oraz zredagowana wspólnie z przyjaciółmi Marcinem Sendeckim i Marcinem Świetlickim antologia Długie pożegnanie. Tribute to Raymond Chandler. Wiersze te uobecniają różne wzorce poezji erotycznej. Poeta jest zdobywcą – kobiet i lądów nieznanych. Podbija je słowem, które nastraja na nutę swych mistrzów – Mickiewicza, Nabokova, Kawafisa i – Chandlera. Chandler ma dla poetów z pokolenia „bruLionu” wartość szczególną – jest na wpół ironicznym, na wpół poważnym ucieleśnieniem męskich cnót, chropowatego języka, gorzkich sentymentów i rozczarowań wieku dojrzałego. Dla samego Barana znaczenie zasadnicze zyskują dwa aspekty ludzkiego życia, śmiertelność i erotyzm, jak o tym zresztą powiadamia tytuł następnego tomiku: Tanero. Poeta „chciałby” być używającym życia sybarytą, lecz nie pozwala mu na to wszechobecny Tanatos, Urodziłem się, aby umrzeć, czytamy w jednym z wierszy. Podobnie w poświęceniu życia metafizycznym roztrząsaniom (czy choćby spokojnej egzystencji ojca rodziny) przeszkadza Eros, którego najróżniejsze wcielenia przedstawia Baran z dużym mistrzostwem. Przechodzą kobiety i mężczyźni, ale głównie zauważam kobiety – nie waha się wyznać. Temu właśnie rozdarciu zawdzięczają jego wiersze swój cały dramatyzm, poza tym bowiem konstruowane są bardzo klasycznie, bez żadnych ekstrawagancji w zakresie języka czy obrazowania.
Kolejna książka, Prozak liryczny, przynosi pewne urozmaicenie w zakresie formy, jest bowiem zbiorem nie stroniących od groteski liryków prozą, poza tym jednak do dorobku poety niewiele wnosi, będąc raczej świadectwem twórczego kryzysu. O skłonności do poszukiwań formalnych świadczy też opublikowany osobno poemat Bóg raczy wiedzieć, zawierający narracje, aforyzmy, teatralne dialogi i wstawki o charakterze encyklopedycznym. W nowych wierszach Barana zauważamy powrót do dawnych zainteresowań, opisy niektórych kobiet świata sąsiadują tu z dylematami mężczyzny, który głęboką i tradycyjną religijność łączy z równie głębokim zamiłowaniem do gier liczbowych. Wielki spokój i prostota, z jaką Baran wypowiada swoje wrażenia i przemyślenia, czyni jego utwory wymarzonym materiałem dla tłumaczy, których niejednokrotnie zniechęcają zbytnie zawiłości metaforyki i składni”.
Pytany przez Małgorzatę I. Niemczyńską (w wywiadzie dla Gazety Wyborczej): „Tak się przedstawiasz: „Marcin Baran, poeta”? Odpowiadał: „Tego zrobić nie mogę, bo przez ogólną głupkowatość świata to słowo nacechowane zostało wieloma stereotypami. To jest wyraz bardzo pełny i równocześnie bardzo skompromitowany. Poeta to nie jest dziś nikt brawurowo inteligentny i małpio zręczny, to nie jest też żaden pośrednik absolutu, jak mogliby sobie tego życzyć niektórzy. Stereotypowo poeta to ktoś pretensjonalny, kto będzie komplikował i uwznioślał rzeczy, które są w miarę proste. Trudno mi się wobec tego tak właśnie przedstawiać. Ale mógłbym powiedzieć, że piszę wiersze. I to na pierwszym miejscu. O ile „Marcin Baran, stomatolog” nie wywołałby śmiechu, o tyle z poetą trudno powiedzieć. Użyłem w tej książce takiego sformułowania „nieustanne jebane poczucie winy”. Może nie cierpię za grzechy całego świata, ale gdy sobie pomyślę, że ktoś mógłby mnie odebrać właśnie tak stereotypowo, to się zaczynam za niego wstydzić”.