Fotograficzna poezja Algirdasa Seskusa

Piotr Kępiński o poetyckich obrazach Algirdasa Seskusa. Fragment książki, która w grudniu ukaże się w wydawnictwie Kolegium Europy Wschodniej – „Litewski spleen”. 

Patrząc na wileńskie fotografie Algirdasa Seskusa nie zobaczymy najmniejszych nawet śladów przeszłości miasta. Jego Wilno z lat 1975-1983 (z albumu zatytułowanego przewrotnie „Meiles liryka” – „Liryka miłosna”) to przede wszystkim obcość, dystans i smutna konieczność teraźniejszości.

Ludzie, nawet ci o których moglibyśmy napisać, że są razem (bo widzimy, że spacerują za rękę), nie patrzą na siebie, nawet ci którzy siedzą naprzeciwko siebie nie maja sobie nic do powiedzenia. Od czasu do czasu możemy zaobserwować symptomy minionego uczucia.

Ślepy akordeonista grający w centrum miasta omijany jest w pośpiechu. Młode dziewczyny czekające na pociąg nie wypatrują znajomych. Ludzie idący chodnikiem patrzą tylko przed siebie. Trzy osoby siedzące na ławce w centrum miasta gapią się nieruchomo w odległe punkty. Nikt się nie uśmiecha. Nikt nie zachęca do rozmowy. Twarze mówią: odejdź.

Wilno według Seskusa nie ma twarzy, na której wzrok chciałoby się zatrzymać na dłużej. To miasto ucieka w popłochu. Nawet na masówkach komunistycznych, na których jedność zdawałoby się, winna być lepiej „zagrana” nie widać prawdziwych aktorów.

Obojętność, znudzenie, strach i lęk – to widać na tych fotogramach, które  o nastrojach litewskiej ulicy lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych mówią więcej niż długiej eseje i wyczerpujące powieści.

Seskus doskonale wręcz uchwycił dewastację społeczną miasta, która wpisana jest w miejską przestrzeń – również chylącą się ku upadkowi. Mury Wilna są odrapane i wyprane ze wszystkiego. Ta przestrzeń nie ma nic do powiedzenia, oprócz tego, że po cichu skomle. Co jednak ciekawe, na tych zdjęciach oprócz tego że nikt się nie uśmiecha, również nikt nie płacze.

Niewykluczone, że bezsilność wyeliminowała z prostych odruchów również płacz. Być może, że tym ciekawym zabiegiem Seskus chciał również wypowiedzieć ważny komunikat: to nie ludzi widzicie, tylko fantomy, a one nie mają uczuć. Oto owoc systemu.

Na zdjęciach Balcytisa widzieliśmy pustkę bez ludzi, na fotogramach Seskusa oglądamy pustkę wypełnioną pustymi i wydrążonymi ludźmi, którzy nie mają nawet porządnej rozrywki. Owszem, gdzieś zobaczymy rzekę w której kąpią się młodzi. Jest niedźwiedź, którego treser uczy jak wskakiwać na podest. Ale podest sowieckiej jakości, zatem może się załamać, dlatego i biednego niedźwiedzia razem z podestem podtrzymują pomocnicy tresera. Przed dwoma dystrybutorami z wodą gazowaną chłopiec bawi się z psem (jego mina to jedyna szczęśliwa mina widoczna w tym albumie), obok dwóch facetów pije wodę z czarnych szklanek.

Słońca za grosz. Nawet chmur brak. Wilno lat siedemdziesiątych pogrążone jest w cieniach i półmroku.

Czasami tylko na chwilę mignie nam przedwojenny a może nawet jeszcze dziewiętnastowieczny bruk i chyląca się ku upadkowi kamienica na Zarzeczu (inna sprawa, że i dzisiaj zaglądając chociażby na słynną ulicę Malunu [Młyńską], przy której mieszkał kiedyś Gałczyński, zobaczymy podobne obrazki, może tylko mniej pościeli faluje na wietrze).

Na jednej z fotografii zobaczymy też stare tory, pozostałość po dawnym polskim tramwaju, który kursował tutaj do roku 1926, z dworca kolejowego na Łukiszki i Antokol. Przedwojenne władze większość torów rozebrały, niemniej jednak trochę ich jeszcze po wojnie zostało. Z części, jak mówią Wilnianie, zrobiono po wojnie poręcze przy ujściu Wilenki do Wilii.

Te tory są symbolem znaczącym: zawisły w powietrzu, tracąc swoje pierwotne znaczenie zniknęły w innej przestrzeni i zostały zapomniane.

Po sowieckiej przeszłości zostały (między innymi) pomniki na Zielonym Moście, które już niedługo zostaną zapewne zdemontowane, bo podobno zagrażają przechodniom.

Co zostało po przechodniach, którzy wtedy żyli? Fotografie Seskusa, dzięki którym ludzie zachowali twarz na tle umierających (a dzisiaj na na nowo ożywionych) murów.