Jeszcze w tym roku w Biurze Literackim ukaże się kolejna książka Szymona Słomczyńskiego. Po nominowanym do Nagrody Literackiej Nike (książka znalazła się w finałowej siódemce) i nagrodzonym Złotym Środkiem Poezji tomie Nadjeżdża i późniejszym Dwupłacie przygotowywana właśnie Latakia będzie trzecim zbiorem wierszy krakowskiego poety.
Słomczyński w nowym tomie nie zwalnia ani na moment. I chociaż tym razem książką nie rządzi literacki koncept jak w Dwupłacie, gdzie każdy z wierszy zostawał uzupełniany bądź zaprzeczany w utworze kolejnym, to całość spaja wyraźnie nieco odmienne nastawienie względem języka. Gadulstwo, skłonność do językowej symetrii i zaokrąglonej frazy ustąpiły ostrości, chropowatości składni, narracji mętniejszej, wsobnej, zupełnie jak w dyrektywie zawartej w wierszu „Reliktowiec mały”: „Nie dekoruj już tej wydmuszki. / Strofuj ostrzej. Niczego sobie / tak nie zaokrąglisz”.
Poeta nie zwalnia, a wręcz przeciwnie – komentarze do otaczającej rzeczywistości, do społeczno-politycznej sytuacji kraju i świata, są w Latakii być może wyrazistsze niż kiedykolwiek. Począwszy od wątku syryjskiego, przez „rozwiązywanie europejskich kwestii”, brzmiące szczególnie groźnie w towarzystwie „Mein Kampf”, aż po występujących w jednym z wierszy współczesnych „wyklętych”. Ironiczny dystans, z jakim poeta się do swoich komentarzy i komentowanych spraw odnosi, szczęśliwie nie pozwala mu na zbyt daleko posuniętą dosłowność.
Ale oprócz tej politycznej i etycznej czujności, nie dającej jednak zbyt łatwo i pochopnie wpisać twórczości poety w nurt liryki zaangażowanej, dużo w książce gestów typowych dla wcześniejszych tomów Słomczyńskiego. Zostajemy wrzuceni w gąszcz intertekstualnych związków, mamy tu odwołania do malarstwa Schielego, Hoppera i Gauguina, do popkultury – pojawiają się i sir David Attenborough, i Frank Underwood z żoną Claire, i Janusz Gajos. Podobnych tropów, prowadzących w najzupełniej różnych kierunkach, jest wiele.
Ponad wszystko jednak Latakia potwierdza, że – jak mówił o debiutanckim tomie poety Karol Maliszewski – „język się Słomczyńskiemu użycza, a my patrzymy z dużym zainteresowaniem na to, co z użyczanego potrafi artysta wydobyć, by z kolei nam użyczyć. Spektakl trwa, a właściwie kilka spektakli jednocześnie. Raz język jest sceną, to znowu tylko kurtyną, innym razem schodzi między rzędy na widownię, by za chwilę odnaleźć się za kulisami”. A potrafi wydobyć, wydrzeć z języka wiele – nie tylko sensy, ale też rytm i najzwyczajniej – piękne brzmienia.
fot. Biuro Literackie