W wydawnictwie Flos Carmeli ukazała się książka Roberta Ślotały – bliżej.
Piotr Kępiński: Korzeni tej poezji można szukać w haiku a także w świetnych, osobnych frazach Kennetha Rexrotha. Można doszukiwać się w niej tropów biblijnych i mitycznych. Wiersze Roberta Ślotały są bowiem wielopoziomowe, nawarstwione i pełne. Z jednej strony słychać w nich mocne akcenty kulturowe, niemniej ważna jest jednak w tej poezji przyroda, obraz i cisza. Zdania Ślotały, wycofane ze zgiełku, nie uciekając od współczesności prowadzą czytelnika tylko pozornie w okolice doskonale znane. Te krótkie, urywane, wypowiadane na wydechu albo czasami w bezdechu definicje rzeczywistości są do tego stopnia sugestywne, że obracają w proch nasze wcześniejsze obserwacje i wyobrażenia. Ciekawa, żywa, na swój sposób nowa poezja.
Andrzej Sikorski: Wychodząc na powierzchnię zauważa się się więcej,
inaczej. A do tekstów o pustułce, o wróblu, o szczurach czy chłopaku w
poczekalni będą powracał i się wzruszał. A pejzaże? Drgają, jak „Pola
pszenicy z krukami” van Gogha.
Piotr Śliwiński pisał o jego debiutanckim tomiku „pobędę”: Jego niedawno wydany skromny tomik, pod równie skromnym tytułem pobędę, wart jest uwagi, pobycia z nim przez niejedną chwilę. Ważne, by znaleźć przerwę w życiowj gonitwie, miejsce postoju i wyciszenia, bo tylko tak można usłyszeć szepty, szelesty, ruch kropli zsuwającej się ze szklankina stół, tyknięcie wskazówki zegara, zobaczyć drgienie powietrza,Nienazwanym bohaterem wierszy Ślotały jest czas, ideałem formy – luźno traktowane haiku. Dostrzega się oszczędność słów, aurę namysłu, życie zwolnione: „okno/w moim prostokątnym /śnie/wiszą sznury/na pranie/ptaki bolą”.
Przez dwie dekady poezja tego rodzaju nie cieszyła się uznaniem, jednak ostatnio wraca. Jakbyśmy zmęczyli się światem, jakby pośpieszna kolonizacja coraz to nowych dziedzin zmęczyła nas śmiertelnie. Wraca forma krótka, aforystyczna, wiersz do namysłu, inny gatunek uważności, wewnętrzność, a utwory Roberta Ślotały – o czasie – przychodzą na czas.