O wydanym w Instytucie Mikołowskim tomiku Zbigniewa Mikołejki – Gorzkie żale – pisze Piotr Kępiński.
Słusznie Krzysztof Siwczyk napisał: „Trudno traktować Zbigniewa Mikołejkę jako poetyckiego debiutanta. Owszem, nie publikował własnych wierszy, niemniej w przepastnej bibliografii jego rozmaitych tekstów, artykuły poświęcone polskiej poezji współczesnej zajmują znaczące miejsce. Mikołejko – jeden z najznamienitszych polskich religioznawców i historyków idei – zwłaszcza w latach 70. i 80. ogłaszał na łamach rozlicznych periodyków teksty egzegetyczne dotyczące bieżących publikacji poetyckich”.
Między innymi w Nowym Wyrazie, jak mówił mi Maciej Melecki. O wyobraźnię poetycko-religijną a także o ten rodzaj wrażliwości, który bywa dany poetom podejrzewałem autora We władzy wisielca już od dawna, teraz mam w rękach wiersze pięknie drążące otchłanie, które Mikołejko eksplorował od dawna, różnica jest tylko taka, że tym razem, to kolor słowa i atmosfera buduje logikę przekazu nie zaś precyzyjne aczkolwiek z reguły urokliwe zdania, jak to u Mikołejki bywa.
O Gorzkich żalach, zapewne winien pisać krytyk literacki z zacięciem filozoficzno-religioznawczym, dlatego, że poezja ta aż buzuje od odniesień, czasami oczywistych, czasami jednak umiejętnie zakamuflowanych. Erudycja Mikołejki połączona z jego wielką wrażliwością wybrzmiewa jednak w tej poezji, w sposób dyskretny, nie nachalny. Na pierwszym planie jest bowiem „popiół dnia w palcach nocy…” czyli Celan z drugiej zaś „lekcja martwego języka” czyli Kuśniewicz z Różewiczem, na drugim planie dyskusja z „Pieśnią o słońcu wyczerpanym” z fantastycznego wiersza Sierpień, jednego z lepszych, które Mikołejko w Gorzkich żalach zmieścił. Brzmi też w tych wierszach stara Nowa Fala: „bądźmy tym czasem,/bądźmy tym skarleniem,/nierozpoznanym mięsem u progu ciemności.”
Mikołejko zatem przesiewa słowa przez tradycję, wybierając z nich ton, który jest już tylko jego. Kiedy bowiem zaczynamy zapominać o tych wszystkich patronach, widzimy poetę, który przede wszystkim potrafi szkicować i rysować pejzaże zewnętrzne i wewnętrzne: „Maki: tutaj za torem./ Potem plama ogrodów,/ bezładny spazm domów: szara farba i dachy.”
Mikołejko potrafi wydobywać z nicości barwy, po to żeby budować z nich metafory uciekającego życia, tak we wspomnianym Sierpniu, w którym widzimy człowieka palącego papierosy na uniwersyteckim kampusie mówiącego: Nie czekam na nic. A jednak po chwili słyszymy jak mówi o umierającej kotce, której oczy głębokie jak śmierć nie zgasną. Podobnie jak słońce, chciałoby się dodać.
Śmierć, które w poemacie Wojtyły (we wspomnianej Pieśni o słońcu niewyczerpanym) „jest tylko zbyt krótkim promieniem słonecznych godzin” u Mikołejki jest czarnym i niegasnącym słońcem. Nie jest stanem przejściowym, jest stanem permanentnym, który nie dodaje nam niczego ale niczego też nie ujmuje. Nie czekając na nic, pogrążamy się w czarnej studni.
Jak w znakomitym wierszu będącym kodą tej książki: bądźmy tym wszystkim,/co nas unieważnia,/ w pył rozsypuje,/ zamienia w obłoki,/ I w ustach ziemi ostatnim obolem.”