Kępiński o Karlu Dedeciusie

 

Nigdy nie tłumaczyłem bestsellerów. Nie przekładałem książek Lema i Szczypiorskiego. Odkrywałem autorów nieznanych — mówił w 1995 roku Piotrowi Kępińskiemu Karl Dedecius, najwybitniejszy tłumacz polskiej literatury na język niemiecki, zmarły w tym roku założyciel Deutsches Polen-Institut w Darmstadt.

 

Stalingradzkie piekło

Urodził się 20 maja 1921 roku w Łodzi. Rodzina Dedeciusów osiedliła się w tym mieście na początku XIX wieku, podobnie jak wielu kolonistów z Czech i Niemiec. Jego matka pochodziła jednak ze Szwabii, ojciec zaś z Sudetów. Chodził do polskiej szkoły.

— Nie mogłem sobie pozwolić na uczęszczanie do niemieckiego gimnazjum, założonego głównie dla dzieci fabrykantów. Byłem za biedny — wyjaśniał mi Karl Dedecius, kiedy rozmawiałem z nim w Darmstadt. Dzisiaj przypominam ów tekst.

To gimnazjum polskie miało profil humanistyczny, niemieckie zaś kupiecki. Dedeciusa kupiectwo zupełnie nie interesowało. W maju 1939 roku zdał maturę. Powołano go do polskich junackich hufców pracy. (Przed studiami każdy obywatel II Rzeczypospolitej musiał taką służbę odbyć) . Marzył o studiach teatrologicznych u profesora Terleckiego w Warszawie. Pech chciał, że pierwszego września wszystko urwało się. Wybuchła wojna.

— Byłem jeszcze wtedy w junackim hufcu. Pamiętam, jak uciekałem z Łomży do Lwowa — wspomina tłumacz. — Pod Lwowem oficerowie rozpuścili nas do domów. Dali po pięćdziesiąt złotych i zwiali do Rumunii.

— Kiedy do Lwowa wkraczali Rosjanie, Dedecius leżał poważnie chory. Kilka miesięcy później wrócił na piechotę do Łodzi. Tam czekało na niego powołanie do niemieckiego wojska. Jego ojciec nie należał do NSDAP, on sam również nie był zaangażowany politycznie. Nie chciał iść do wojska.

Skierowano go do służby pracy do Tropawy w Czechach. Potem automatycznie znalazł się w Wehrmachcie, we Frankfurcie nad Odrą. Dopisało mu szczęście.

— Zawsze zresztą chwytałem Pana Boga za nogi — mówi Dedecius. — Mój ojciec mawiał: możesz być głupi, jak tylko chcesz, lecz musisz mieć szczęście. No i miałem szczęście. Nie musiałem pełnić zwyczajnej służby. Jako że grałem na różnych instrumentach, zasiliłem wojskową orkiestrę.

W orkiestrze Karl Dedecius przechowywał się ponad rok. Kiedy jednak wybuchła wojna z Sowietami, wszystkich maruderów — czyli kucharzy, pisarzy i grajków — wysłano na front wschodni. Dedecius z dnia na dzień znalazł się na pierwszej linii. Przeżył stalingradzkie piekło od pierwszego do ostatniego dnia.

— W ostatnich tygodniach nie mieliśmy nic do jedzenia. Ważyłem 37 kilogramów. Dostałem się do niewoli. W łagrach przesiedziałem siedem lat. To jest moja biografia.

Z Rosji do Weimaru

Podczas niewoli starał się nawiązać kontakt z rodziną. Matka jednak umarła, ojciec także nie żył. Został sam. Nie miał w Polsce żadnych krewnych. Powrót do Łodzi był zatem pozbawiony sensu. Po wojnie Dedecius zamieszkał w Weimarze. Dostał posadę w Instytucie Sztuki Dramatycznej, gdzie zaczął zajmować się metodą Stanisławskiego. Wtedy też przetłumaczył po raz pierwszy rosyjskich klasyków — Lermontowa i Puszkina. Był rok 1951.

— Niemcy mieli nadzieję, że porządek Europy jest prowizoryczny — wierzyli, że dojdzie do zjednoczenia — podkreśla Dedecius i dodaje — sytuacja stawała się z miesiąca na miesiąc poważniejsza. Po dwóch latach pobytu w Weimarze, wraz z żoną uciekłem na Zachód. W Republice Federalnej Niemiec musiałem zaczynać wszystko od początku. Byłem zupełnie nieznany. Moja biografia była ciemna. Brakowało mi konkretnego wykształcenia.

Dostał jednak pracę korektora w gazecie. Zamieszkał w Landau. Ponieważ w lokalnym dzienniku zarabiał mało pieniędzy, po jakimś czasie zdecydował się na współpracę z największym w Europie towarzystwem ubezpieczeniowym — Allianz. Spędził w nim 25 lat.

— Wystartowałem od zera, by skończyć pracę jako dyrektor jednego z oddziałów.

Odkrycie Miłosza

Nigdy sam nie tworzył. Nie miał skłonności do pisania wierszy. Zapewnia — nie jestem ekshibicjonistą. Interesował go przede wszystkim język. Zafascynowany był pracą nad jego materią. Dlatego zaczął tłumaczyć poezję polską i rosyjską. W latach pięćdziesiątych przełożył Miłosza — trzydzieści lat przed Noblem.

— W Polsce Miłosz był oczywiście zakazany. Na emigracji nie lubiany. Mnie jednak nie interesowały koterie towarzyskie ani układy.

Stał się Dedecius w Niemczech sprawiedliwym odkrywcą polskiej literatury. Chociaż i jemu emigranci także zarzucali tłumaczenie pisarzy reżimowych — na przykład Iwaszkiewicza. Nie przejmował się tym zupełnie. W Niemczech przecież Brecht także wzbudzał kontrowersję, Gotfried Benn — faszyzował, Rilke — był klerykałem. Wszyscy jednak figurują w niemieckiej historii literatury. Historia oddała sprawiedliwość Dedeciusowi.

— Każdy jest słaby — broni twórców. — To, czy jakiś pisarz dał się skusić stanowiskiem czy pieniędzmi, nie jest ważne. Ważne jest to, co pozostawił po sobie.

Pierwsza antologia

Pierwszą swoją antologię z tłumaczeniami Dedecius wydał w 1958 roku. Od razu zainteresowała krytyków. Rok później ukazało się jej drugie wydanie i zebrało ponad 200 recenzji. To była rewelacja. Nagle niemieccy czytelnicy odkryli nową poezję. Na rynku niemieckim obok Miłosza zaistniała Szymborska i Herbert.

Nie bywałem wtedy na żadnych uniwersytetach. Kierowałem się tylko i wyłącznie swoim instynktem. Przyjaciele z Polski przysyłali mi oczywiście na bieżąco nowości i czasopisma. Wybierałem, z dzisiejszego punktu widzenia sądząc, tylko rzeczy wartościowe.

Inne reguły

Jaki pisarz przysporzył mi najwięcej kłopotów w tłumaczeniu? — Bez wątpienia — Wisława Szymborska — odpowiada Dedecius. — Jej język jest bardzo zwięzły. Niemiecki zaś dyktuje zupełnie inne reguły. Zawiera wiele rodzajników. One rozciągają wiersz i spowolniają jego rytm.

Karl Dedecius w opiniach polskich twórców jest tłumaczem doskonałym. Znajduje uznanie zarówno w oczach Egona Naganowskiego, jak i Stanisława Barańczaka. Sama Szymborska chwali jego przekłady. Trzy lata temu otrzymała w Niemczech nagrodę Goethego. Wybitny translator przygotował do druku kolejne tłumaczenia Szymborskiej.

Wielki wpływ na recepcję polskiej literatury w Niemczech miały i mają nadal znane domy wydawnicze. Dedecius zaznacza: — Czołowe oficyny utorowały kilku plejadom polskich pisarzy drogę do opinii światowej. Świadczą o tym liczne międzynarodowe wyróżnienia (Nobla, Formentora, Petrarki, Lanaua, Erazma) . Dobry to omen na zawiązujący się europejski Renesans 2000.

Deutsches Polen-Institut

— Formalnie Deutsches Polen-Institut został utworzony 13 grudnia 1979 roku w Bonn, swoją działalność zainaugurował uroczyście 11 marca 1980 roku w Darmstadt — wspomina Alfred Blumenfeld, były konsul generalny RFN w Warszawie.

— Kierowany od początku przez Karla Dedeciusa cieszy się nieustannie rosnącym uznaniem w kraju i za granicą. Z ideą powołania do życia instytutu polonistycznego w Niemczech występował Dedecius już w latach sześćdziesiątych.

— Na utworzenie Deutsches Polen-Institut poświęciłem wiele czasu — wyjaśnia Dedecius. — Zabiegałem o dotacje. W końcu cel osiągnąłem. Naszą ideą jest rozszerzanie znajomości literatury i kultury polskiej na niemieckim obszarze językowym oraz popieranie tłumaczeń niemieckojęzycznych w Polsce.

W 1979 roku miasto Darmstadt podarowało instytutowi siedzibę — Dom Olbricha. Była willa architekta niemieckiej secesji położona jest na Wzgórzu Matyldy. Opodal Deutsches Polen-Institut mieści się Niemiecka Akademia Języka i Poezji, niemiecki PEN-Club i Muzeum Sztuki Secesyjnej. Nad wszystkim góruje zaś rosyjska kaplica wzniesiona w 1898 roku na polecenie ostatniego cara Rosji, Mikołaja II, który spędzał w Darmstadt lato. W świątyni odprawiane są obecnie msze prawosławne dla zamieszkałych w okolicach Serbów.

Instytut został założony wspólnie przez miasto Darmstadt, landy Hesję i Nadrenię-Palatynat oraz rząd federalny.

— Celowo chciałem, aby instytut wspierały różne landy, by nie posądzono mnie o polityczny koniunkturalizm.

— Wydajemy własny rocznik — mówią współpracownicy Dedeciusa. — Wspólnie z Fundacją Roberta Boscha i wydawnictwem Suhrkamp publikujemy serię literacką „Polnische Bibliothek”. W serii zapoczątkowanej w 1982 roku tomem „Die Dichter Polens” („Poeci Polscy”) ukazało się już kilkadziesiąt pozycji.

Deutsches Polen-Institut posiada własny bogaty księgozbiór — w skład którego wchodzi 25 tysięcy tomów. Zalążek biblioteki pochodzi ze zbiorów prywatnych Karla Dedeciusa. W latach 1980–82 dzięki darom Fundacji Roberta Boscha biblioteka szybko powiększała się. Wspierały ją także wydawnictwa polskie, Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie oraz osoby prywatne.

— Mamy tutaj wiele białych kruków — Dedecius pokazuje przedwojenne wydanie dzieł Piłsudskiego po niemiecku z przedmową Hermana Goeringa.

Co roku instytut organizuje kilka spotkań autorskich. W Darmstadt gościli między innymi — Kazimierz Brandys, Tadeusz Różewicz, Wisława Szymborska, Adam Zagajewski, Ryszard Krynicki. — Sama śmietanka — mówi z dumą Dedecius.

W marcu 1995 roku instytut obchodzi 15-lecie swojego istnienia.

400 tysięcy razy Lec

— Kto uważa, iż literatura polska nie jest tłumaczona na niemiecki, nie ma racji — konstatuje Dedecius.

Dziesięć tomów dzieł zebranych Gombrowicza w języku niemieckim ukazało się na dziesięć lat przed ich zbiorową edycją w paryskiej „Kulturze”. Lec w Niemczech miał 400 tysięcy nakładu, poezje Herberta ukazały się w nakładzie 80 tysięcy, Różewicz w 40 tysiącach. Nie wypada nawet mówić, że Niemcy nie czytają polskiej literatury. Z drugiej strony trzeba jednak pamiętać, iż polski nie jest pierwszym językiem Europy. Dlatego ciągle musi się przebijać. Wielu autorów jest czytanych tylko i wyłącznie przez intelektualistów.

Dedecius przestrzega: — Tylko garstka dzieł trafia do świadomości zbiorowej. Nie jesteśmy poliglotami. Nasza znajomość języków jest ograniczona.

Karl Dedecius od 1958 roku publikował tłumaczenia z języka polskiego oraz eseje o Polsce, literaturze polskiej i jej autorach. Za swe prace został wielokrotnie wyróżniony. Był laureatem Heskiej Nagrody Kultury, Nagrody Wielanda dla Tłumaczy, Nagrody Pokoju Księgarzy Niemieckich, Nagrody Fundacji Jurzykowskiego, przyznano mu Federalny Krzyż Zasługi. W 1976 roku uzyskał doktorat honorowy Uniwersytetu w Kolonii, w 1987 roku Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Dedecius jest także honorowym doktorem Uniwersytetu Łódzkiego i Toruńskiego. Przekładał wszystkich najciekawszych polskich autorów. Do jego najważniejszych pozycji należą: „Niemcy i Polacy. Posłannictwo książek”, „Wszędzie jest Polska”, „Polskie profile”, „O literaturze i kulturze Polski”, „Notatnik tłumacza”, „Życiorys z książek i kartek”. Zmarł 26 lutego 2016 roku.