Sową

Kolejna premiera w Biurze Literackim premiera- tym razem nowego tomu Grzegorza Kwiatkowskiego – Sową, który domyka trylogię zapoczątkowaną zbiorem Radości (2013), kontynuowaną Spalaniem (2015) i zamkniętą Sową.

Intencją autora było i jest, aby te trzy książki wydane w Biurze Literackim były czytane chronologicznie, jedna po drugiej, i aby trylogia złożyła się na rodzaj poetyckiego notatnika, poetyckich migawek spod znaku książki Didi-Hubermana „Obrazy mimo wszystko”.

27 października nakładem francuskiej Ici d’ailleurs i oraz brytyjskiej Blue Tapes and X-Ray Records ukaże się płyta Jolly New Songs zespołu Trupa Trupa. Grupa Grzegorza Kwiatkowskiego uznana została przez Sashę Frere-Jonesa (krytyk „Los Angeles Times”, „New York Times”, „Pitchfork”, „Observer”) za „jedną z najlepszych nowych rockowych kapeli”, a poprzednia płyta Headache uzyskała znakomite recenzje m.in. na łamach „Rolling Stone”, „The Quietus” i „Tiny Mix Tapes”.

Sowa, córka śmierci. O tomie Sową z Grzegorzem Kwiatkowskim rozmawia Eliza Kącka (publikujemy fragment wywiadu)

Grzegorzu, gdy rozmawialiśmy (przypomnę, rok temu zimą, z okazji premiery ebooka Powinni się nie urodzić revisited – Urodzić) pisałeś już Sową? Jak powstawała ta książka poetycka? 

Sową zaczęła się wyłaniać, kiedy kończyłem Radości. A etap domykania czegoś pozwala zabierać się za nowe historie. Rzeczywiście, pracowałem wtedy również nad wyborem Powinni się nie urodzić revisited – Urodzić i miało to wpływ na nowy tomik, ponieważ przejrzałem całe moje wcześniejsze pisanie (łącznie z Radościami i Spalaniem), co – w moim przekonaniu – bardzo pomogło mi w pracy nad skrótowością i pigułkowością zbioru Sową.

pastedGraphic.png
Tak, teksty są zdecydowanie krótsze, zauważa się nie tylko ich lapidarność, ale i kondensację całego tomiku. Raptem to ledwie 22 wiersze. 

Tak się złożyło, że każda część trylogii (Radości, Spalanie, Sową) ma po 22 wiersze, co daje nam łącznie wiadomą liczbę blackmetalową. Ale to oczywiście nie był świadomy zamiar.

Ale pewnie i nie przypadek. Czy to jakiś żartobliwy bądź poważny algorytm? Niewymuszenie kojarzy mi się z tajemniczym i enigmatycznym skądinąd tytułem wiersza Barańczaka U końca wojny dwudziestodwuletniej

Już tak zupełnie na serio i nieżartobliwie: mam poczucie, że akurat tyle wierszy wystarczyło, aby każdorazowo uzyskać właściwy stopień nasycenia konkretnego tomu. Na pewno nie chodziło o ustaloną z góry liczbę, ale o wybór wyłącznie tego, co treściowo i kompozycyjnie wypełniłoby i zbudowało dany zbiór. Każdorazowo są to 22 raczej krótkie wiersze i tym (w wymiarze „ilościowym”) różni się przede wszystkim stara trylogia Powinni się nie urodzić od nowej trylogii. W starej było w każdym tomie dwa razy więcej wierszy i, przede wszystkim, znacznie dłuższe.