Jurorzy „Silesiusa” o nagrodzie dla Jacka Podsiadły

Tegorocznym laureatem „Silesiusa” za całokształt twórczości został Jacek Podsiadło – obok Marcina Świetlickiego  najbardziej znany poeta pokolenia „brulionu”.

Jacek Łukasiewicz przewodniczący jury Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius”:

Jacek Podsiadło jest poetą, który niezwykle się zaznaczył w poezji polskiej ostatniego ćwierćwiecza. To jest bardzo charakterystyczny, konsekwentny artystycznie i ideowo poeta. Poczynając od lat 80, kiedy publikował w podziemnych kontestatorskich artzinach, potem w latach 90 w „brulionie” aż do dzisiaj. Ostatni jego tom „Przez sen” jest po prostu znakomity. Dla mnie typ talentu Podsiadły jest trochę taki jak Gałczyńskiego, zwłaszcza tego z późnych lat.  Ostatni tom to bardzo dojrzała refleksja o życiu, o starości. Przekroczenie pięćdziesiątego roku życia przez tego poetę wydało niezwykle piękny owoc. Pięćdziesiątka to ważny wiek dla poety. Przypomnijmy, Słowacki takiego wieku nie dożył, Mickiewicz w tym wieku już nie pisał wierszy. Gdyby Jacek Podsiadło nie dostał nagrody za całokształt to prawdopodobnie triumfowałby w kategorii „Książka roku”. To piękny i niezwykły tom.

 

Piotr Śliwiński juror „Silesiusa”;

Gdyby dwa lata temu Jacek Podsiadło otrzymał tę nagrodę, to pewnie wywołalibyśmy zdumienie ogólnopolskie. Dlaczego? Ano dlatego, że bardzo aktywny jako poeta w latach 80 i 90. Jacek Podsiadło był w ostatnich latach jakby mniej widoczny. Opublikował dwie książki prozatorskie, dobrze przyjęte i jedną poetycką „Samizdat”. Była zgłoszona do „Silesiusa” ale jury nie przekonała. Były to oczywiście dobre wiersze, ale – w moim odczuciu- pisane jakby bez przekonania do tego co się robi. W ciągu ostatnich dwóch lat ukazał się jeszcze jego wybór wierszy. No i w zeszłym roku „Przez sen”. I objawił nam się nowy ton tej poezji. Wybór wierszy pokazał poetę, którego da się czytać na nowo. Z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że to wielki talent liryczny. Mało mamy takich autorów w Polsce. Po drugie ogromna sprawność wersyfikacyjna, swoiste prestidigitatorstwo, jego pastisze, jego słuch poetycki… To jest naprawdę najwyższej klasy. Jak się weźmie do ręki jego wiersz Konfesata z roku 89, odwołujący się do „Widokówki z tego świata” Barańczaka – wiersza, który jest bardzo kunsztowny, to widzimy, że kunszt Podsiadły w niczym nie ustępuje barańczakowemu. Ten wiersz nie jest też ani intelektualnie płytszy, mniej wyrazisty, czy mający mniej do powiedzenia. To jest wreszcie poeta zaangażowany. Od zawsze jest wierny swoim na poły anarchicznym przekonaniom i napisał sporo ważnych wierszy, o których należy pamiętać. Reasumując, jest to poeta z duzym dorobkiem. On ma 51 lat ale dorobek godny 80 latka. W dodatku jest to poeta w znakomitej formie. Na koniec powiedziałbym coś takiego. Od czasu do czasu wybuchają w Polsce nie najmądrzejsze dyskusje o tym czy poezja powinna być bardziej zrozumiała, przystępniejsza dla zwykłego czytelnika. Uważam takie dyskusje za niemądre, bo nie wiem czy taki zwykły czytelnik, pragnący przystępnych wierszy w ogóle istnieje. Ale gdyby istniał, to ma Podsiadłę. Bardzo dobrego poetę, który nie szyfruje, nie hermetyzuje swoich wierszy, który wierzy, że wierszem komunikatywnym można porozumieć się z inteligentnym odbiorcą poezji trudniejszej i inteligentnym odbiorcą, który nie jest poezji koneserem.

 

Jacek Podsiadło

KONFESATA

 

Ale dosyć już o mnie. Mów jak Ty się czujesz
z moim bólem – jak boli
Ciebie Twój człowiek.
Stanisław Barańczak, WIDOKÓWKA Z TEGO ŚWIATA

 

Spowiadam się Bogu w Jego pierwszej, drugiej i trzeciej osobie
liczby pojedynczej i mnogiej, w Jego nijakim, jak sądzę, rodzaju,
że przyszedłem na świat w lutym 25 lat temu, poczęty zatem w maju,
co łatwo obliczyć (lub sprawdzić, że w tej właśnie porze zmieniając
najczęściej miejsce pobytu zdradzam się z chęcią, by sobie
poszukać znowu jakiegoś nowego świata, gdzie może weselej,
w ten sposób – z daleka – obchodząc kolejną rocznicę niewiele
mnie już obchodzącą).
Gorąco
spowiadam się Bogu w Jego pierwszej, drugiej i trzeciej osobie,
owemu JA, owemu TY, owemu ON, ONA, ONO,
że przechodziłem przez jezdnię w miejscach, gdzie tego zabroniono,
że czasem czas schodził mi na niczym, że w butach wchodziłem na łono
natury, że nachodziły mnie kryzysy i odeszło ode mnie kilka kobiet,
że przechodziłem ospę i że schodziłem kilkadziesiąt par butów,
że gdy odchodziła mnie chęć, by żyć, szedłem w las korzystając ze skrótów
przez łany pszeniczne.
Panicznie
spowiadam się Bogu w Jego pierwszej, drugiej i trzeciej osobie,
gdy pierwsza jest głucha, druga niema a trzeciej także nie ma,
że nie umiem grać w brydża i nie odróżniam szlemika od szlema,
że grać w ogóle nie umiem, gier nie odróżniam od gierek, bo schemat
ten sam węszę w jednych i drugich. Że jest we mnie krwi drugi obieg.
Że Gierek, że Breżniew, że Żiwkow, Ceausescu i inne Staliny –
nie czuli mojego sprzeciwu. Że za to mi – choć się poczuwam do winy –
włos z głowy nie spadnie.
Bezradnie
spowiadam się Bogu w Jego pierwszej, drugiej i trzeciej osobie,
owemu MY, owemu WY i temu straszliwemu ONI,
że nie poszedłem do wojska, że nigdy nie wezmę broni,
że do kościoła nie chodzę, niech On mi się pierwszy ukłoni,
że czekam na znak jakikolwiek, choć umiem, już umiem żyć z pustką,
że będę się modlił wierszami, choć nie wiem do kogo, aż ust ktoś
nie zatka mi dłonią.
Z ironią
spowiadam się Bogu w Jego pierwszej, drugiej i trzeciej osobie
liczby pojedynczej i mnogiej, w jego nijakim, jak sądzę, rodzaju,
że przyszedłem na świat 25 lat temu, a tego co było dalej,
choćbym znał wszystkie języki, jakie na świecie tym znają,
I don’t understand, ich verstehe nicht, nie ponimaju.

89.08.29.

 

SID VICIOUS PISZE A POTEM DRZE NA STRZĘPY LIST DO NANCY SPUGEN

Kupiłem nóż. Parę dni temu miałem strasznie dużo pieniędzy,
handlarz heroiną patrzył na mnie jak na Zbawiciela,
kupiłem osiem par spodni, ten nóż
i ulica którą szedłem, wydawała mi się złotą plażą.

Potem znów zobaczyłem cię tańczącą nago
w barze przy Times Square, zobaczyłem cię
w chytrych oczkach tłustego mieszczanina patrzącego na mnie
wzrokiem pogromcy zajęcy. Jakby wiedział. chciałem go zabić,
chciałem wymordować wszystkich tłuściochów
w tym obrzydliwym Nowym Jorku.

Schudłem, myślę o tobie nawet kiedy sram,
moje wizje są coraz upiorniejsze,
pewien Żyd-artysta spił mnie wczoraj ochydnym koniakiem
i zawiózł do psychoanalityka, sądził, że jest
czymś w rodzaju mojego Przyjaciela. Rzuciłem nożem,
trzonek trafił doktora
w błyszczącą, sztuczną szczękę, Żyd coś tłumaczył,
ja podniosłem nóż, kopnąłem barek na kółkach i uciekłem.

Jeśli próbujesz telefonować, tracisz czas,
wyrwałem przewód i wyrzuciłem telefon do lodówki.
Śpię z gitarą, zastawiłem drzwi meblami,
przeklinam i błogosławię chodząc od ściany do ściany.
Moja najdroższa, moja słodka, nadprzyrodzona dziwko z prowincji,
dlaczego jesteś taka obca, dlaczego nie w moim łóżku
palisz tej nocy papierosa za papierosem?
Twój mały Sid zwariował, umie już tylko jedno:
niszczyć.

Raz w życiu byłem szczęśliwy, pierwszej nocy
z tobą. To nie powinno było się kończyć. Dam ci ostatnią szansę
uczynienia wszystkiego prostym i pięknym. Tu,
w Nowym Jorku, stolicy świata, w Chelsea Hotel.
Nr 2. Czy słyszysz tę muzykę? To strach, nasz wspólny starch.
88.07.25

 

NOC NR 40

Chciałbym, żeby ona wróciła. Chciałbym powiedzieć jej:

„Nie skrzywdziłem żadnego z narodów. Nie nawoływałem do wojny.
Nie budowałem więziennych gmachów, nie ciemiężyłem słabych.
Do zwierząt ni ludzi nie strzelałem, nie gardziłem Miłością.
Jeśli widziałem światło, podążałem za nim.
Przed ciemnością nie uciekałem.
Nie rzucałem bomb i nie wypuszczałem paraliżujących gazów.
Co zrobiłem, że odeszłaś? Moje małe zbrodnie nie są warte aż tyle.”
Chciałbym zniewolić narody, aby wydobywały dla niej rudę, węgiel
i diamenty, aby budowały dla niej świątynie i przerzucały mosty
przez przepaście. Ona wróci. Moje wiersze to sprawią,
sprawią to moje zaklęcia, moja tęsknota; wessie ją ta próżnia.

 

 

Jacek Podsiadło urodził się w 1964 roku w Szewnie koło Ostrowca Świętokrzyskiego, pracował w hucie, na budowach, do niedawna prowadził audycje w Polskim Radiu w Opolu, w latach osiemdziesiątych współpracował z pacyfistycznym i ekologicznym ruchem „Wolność i Pokój”, od 1991 był związany z „bruLionem”, laureat wielu nagród i konkursów literackich, m. in. nagrody im. Georga Trakla (1994) i Nagrody Kościelskich (1998).

Książki Jacka Podsiadły:

  • Nieszczęście doskonałe, Toruń, Toruńskie Towarzystwo Kultury, 1987.
  • W lunaparkach smutny, w lupanarach śmieszny, Warszawa, Staromiejski Dom Kultury, 1990.
  • Wiersze wybrane 1985-1990, Warszawa-Kraków, bruLion, 1992.
  • Arytmia, Warszawa, bruLion 1993.
  • Dobra ziemia dla murarzy, Warszawa, Tikkum, 1994.
  • Języki ognia, Warszawa-Kraków, bruLion, 1994.
  • The all the whales I’d love before, Białystok, Kartki, 1996.
  • Niczyje, boskie, Warszawa, bruLion, 1998.
  • Wiersze zebrane, Warszawa, Lampa i Iskra Boża, 1998.
  • Wychwyt Grahama, Warszawa, Lampa i Iskra Boża, 1999.
  • Cisówka. Wiersze. Opowiadania, Biblioteka „Kartek”, Białystok 1999.
  • I ja pobiegłem w tę mgłę, Kraków, Znak, 2000.
  • Kra, Kraków, Znak, 2005.
  • A mój syn…Wybór felietonów, Kraków, Znak, 2006.
  • Pippi, dziwne dziecko, Warszawa, Hokus-Pokus Marta Lipczyńska, 2006.
  • Życie, a zwłaszcza śmierć Angeliki de Sancé, Kraków, Znak, 2008.
  • Trzy domy, Jacek Santorski & Co, Warszawa 2009.
  • Czerwona kartka dla Sprężyny, Nasza Księgarnia, Warszawa 2009.
  • Pod światło, Bez napiwku, self publishing , Opole 2011.
  • Wah-wah, ebook, Self Publishing, 2011.
  • Być może należało mówić, Wrocław, Biuro Literackie 2014.
  • Przez sen, Ośrodek „Brama Grodzka- Teatr NN”, Lublin 2014.

fot. fragment okładki tomu „Wah-wah”