Adam Mickiewicz: Grażyna (fragment)

 

Grażyna. Powieść litewska

 

Coraz to ciemniej; wiatr północny chłodzi,

Na dole tuman, a miesiąc wysoko

Pośród krążącej czarnych chmur powodzi,

We mgle nie całe pokazywał oko;

I świat był nakształt gmachu sklepionego,

A niebo nakształt sklepu ruchomego,

Księżyc, jak okno, którędy dzień schodzi.

 

Zamek na barkach nowogródzkiej góry

Od miesięcznego brał pozłotę blasku;

Po wałach z darni i po sinym piasku

Olbrzymim słupem łamał się cień bury,

Spadając na fosę, gdzie wśród wiecznych cieśni

Dyszała woda spod zielonych pleśni.

 

Miasto już spał, w zamku ognie zgasły,

Tylko po wałach i po basztach straże

Powtarzanymi płoszą senność hasły;

Wtem się coś zdala na polu ukaże

Jakowiś ludzie biegą tu po błoniach,

A gałąź cieniu za każdym się czerni,

A świecą mocno – muszą być pancerni.

 

Zarżały konie, zagrzmiała podkowa.

Trzej to rycerze jadą wzdłuż parowa;

Zjechali, stają – a pierwszy z rycerzy

Krzyknie i w trąbkę mosiężną uderzy;

Uderzył potem raz drugi i trzeci –

Strażnik mu baszty rogiem odpowiada –

Brzękły wrzeciądze, pochodnia zaświeci

I most zwodzony z łoskotem opada.