Powrót po latach

W wydawnictwie Flos Carmeli w Poznaniu ukazuje się książka Andrzeja Sikorskiego „niepewne”.

Jan Majewski: Po dziesięciu latach „milczenia” autor tomiku „od do” (2005), wydanego dzięki aptekarzom i farmaceutom oraz Fundacji Literackiej, publikuje kolejny zbiór, będący swego rodzaju podsumowaniem i weryfikacją „tego co wcześniej”. Z jednej strony A. Sikorski – z perspektywy trzydziestu pięciu lat – powraca do niepowtarzalnego liryzmu debiutanckich „Listów” (1980) i „Prawie wszystkich listów” (1987), z drugiej proponuje swego rodzaju dialog z o. Antonim Rachmajdą OCD i jego „Pustelnikiem północnego ogrodu” (2011). Interesująca inspiracja i doświadczenie! W „niepewnych” są teksty nowe, nie-nowe, w których poeta pozornie upraszcza (nie spłaszcza!) niełatwe tutaj i teraz, i których jest najmniej pewny – wiersz to wyczuwa, wzrusza.

Andrzej Sikorski – ur. w Gdańsku, wychował się w Pruszczu Gdańskim; wykładowca w Instytucie Prahistorii UAM. Poeta (debiut 1978), prozaik, krytyk literacki, członek  Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.  Wydał 22. publikacje książkowe, w tym 11 tomików, bajki dla dzieci, scenariusze i 2 wywiady-rzeki (wpółautor Piotr Kępiński: „Któż to opisze, któż to uciszy. Rozmowy z Wincentym Różańskim” [1997]; „Nie byłem Papkinem. Rozmowy z Jerzym Stasiukiem” [1999]). Redaguje książki i antologie poetyckie (m. in. serii „czarno-białej” i „Dialogów Poetyckich”, Wydawnictwo Flos Carmeli, Poznań). Współpracuje z radiem i prasą.

 

fragmenty bez awizo     (tytuł cyklu wakat)

1

Coraz mocniej wrzyna się nitka. Nie oglądam się, ale spokojnie schodzę. Krety też tak!

Pamiętam, krzyk dziadka w oknie do sadu: – Idzie spod ziemi! Z gorącą głową wybiegał przed dom i zżerał krecie kopce. A potem do pierwszego słońca leżał na progu z otwartą gębą.

Mamo, powiedz niech to wypluje i Ty nie żałuj śliny. Szybko stąd i tak się nie
wyjdę!

2

Najszybciej wychodź w moją stronę!. Kret, ryjówki, rak z Raduni też muszą pojeść na skraju miasta. Nie patrz na światła w oknach (w krzaku czasami błyska i myli nie tylko srocze oko). Kiedy przeleci klucz nad czubkiem topoli, nie oglądaj się.

Lepiej otwartymi ustami wdychaj jasne, jak złoty karaś i nie bój się powietrza, nawet gdy słone.

3

Zimno, a ten znowu golusieńki w sadzie bierze ślub z koślawą. Przyszedł Rysiek, Longin i Staszek z piłami i siekierą. Tata kazał z wiśnią zrobić porządek. Popili, pośpiewali i zasnęli. Do dziś jest bielusieńka trzyma pszczoły!

4

Danucie i Jerzemu Waliszewskim

Jutro od wschodu pociągnie samolot prezydenta. Pamiętasz tę kreskę? Punktualnie przed siódmą nawraca nad naszym domem. Kot pręży się na parapecie, psy zrywają łańcuch. W studni robi się czerwono. Stary nie nadąża z wybieraniem wina.

5

Od Waśka nakupił cztery worki wapna. Przez kilka dni mieszał w wannie i wynosił przed dom. Nie było łazienki i koniec. Pomalował sad, kawałek ulicy do miasta, nawet komin. W końcu całe wiadro wylał na siebie. Potem poszedł nad rzekę i rozbijał krę, żeby wreszcie zima poszła za rzekę.

Teraz spokojne. Wczoraj na pobielonym kominie wylądował bocian. Już od niedzieli zmywa białe ze strażakami – pije.

6

Nie upilnowałam starego! Musiał w południe, w Anioły Pańskie. Zakrzywionym widelcem wydłubał ze szpary pod łóżkiem. Boję się tego! Widziałam, jak się gapi: sprawdza zarost, włosy, dotyka nosa, uszu i mruży oko. Potem położył się przy czereśni i przystawiał je do pnia, trawy i stokrotek. W końcu uderzył w kolano i rozrzucił pokrwawione szkiełka..

– Diabelstwo! Diabelstwo we mnie! – darł się. – To nie ja!

Pozbierałam wszystko i zakopałam przy grobie babki. To jej lusterko.

8

Rano wujek Marian przyszedł ze święconką. W altanie grają w szachy. Prababka Katarzyna nagle się odkleiła ze zdjęcia w szafie – ciągnie do ognia i wody, chociaż nigdy nie widziała morza (często słucha muszli od męża, który w czasie Wielkiej Wojny walczył na froncie południowym). Wielka Sobota.

Masz kawałek skorupki. Brązowa, jak rany Skazańca. Gotowałam jak zawsze przed południem, poczujesz: łupiny i ciepłą czerwień z mojego nadgarstka.

9

Wczoraj wywieźli starą Kuncową. Na końcu zabrali komin i kafle wysypali na drogę przy tarninie. W piecu podobno znaleźli jakieś pieniądze i złoto, które trzymała dla dzieci rozsypanych Bóg wie gdzie. Miała piątkę i jakieś obce.

Jak byłeś, maleńki, szukała w twoich włosach, za paznokciami i w oczach, czyś nie jej. Kiedy wyjeżdżałam ciskała kamieniami, by nie dopadł nas dybuk

Za piecem miała stare pudełko z landrynkami pozawijanymi w papierki. Jeden z nich długo wisiał na naszej jabłoni. Kiedy spadł zobaczyłam koślawe: „żeby Jakub” – dalej nie mogłam odczytać. Spłynął kopiowy ołówek.

Ani Mariam, ani Daniel, ani najmłodszy… Nikt ani śladu. Od starej masz najmniejszy kamyk, który skręciłam w młynku i dosypałam do placka. Smacznego synku!